https://www.youtube.com/watch?v==aCIApU22qDE
W nocy z piątku na sobotę (4-5 września) dwaj mieszkańcy wsi Jan K. i Grzegorz W. zasnęli niedaleko sklepu zmorzeni wypitą miksturą alkoholową. W tym samym miejscu zebrało się też inne towarzystwo, również w stanie nietrzeźwym - m.in. 20-letni Marcin G., 21-letni Krystian S. i 18-letni Marcin S.
Najpierw zabrali się za 43-letniego Grzegorza W. Młodzi ludzie zaciągnęli go parę metrów od śmietnika, pobili, na końcu częściowo rozebrali. Mężczyzna został bez spodni. Wtedy ocknął się jego kolega, 49-letni Jan K. Zataczając się dotarł do swojego kompana od butelki. Młodzi uznali zatem, że temu też trzeba dołożyć.
Na pobiciu się nie skończyło, bo wówczas pojawiła się szalona myśl podpalenia biesiadników. Na pierwszy ogień poszedł Grzegorz W. Gdy buchnął płomień, podpalacze wystraszyli się nieco i ugasili żywą pochodnię, po czym zabrali się za Jana K. Rozebrali go, polali krocze denaturatem i podpalili. Podobnie jak w pierwszym przypadku ugasili poszkodowanego.
O północy z Osieka do Świedziebni wracali po pracy policjanci. Gdy zobaczyli trzech uciekających mężczyzn z okolic pawilonów handlowych, jeden z nich rzucił się w pogoń za uciekającymi. Drugi w tym czasie zaszedł za sklep, gdzie znalazł poparzonych mężczyzn.
Gdy trzech podejrzanych doprowadzano w niedzielę do prokuratury, odwiedziliśmy na oddziale intensywnej terapii pokrzywdzonych. Niewiele z tego zdarzenia pamiętają. Wiedzą tylko, że popili i wszystko ich boli.
- Najgorsze, że jeden ze sprawców to mój krewniak - mówi Jan K. Lekarze z brodnickiego szpitala stwierdzili poparzenia II stopnia (30 proc. ciała u Grzegorza W. i 20 proc. u Jana K.).
Policja wnioskowała do prokuratury o areszt tymczasowy dla podejrzanych o podpalenie. Dziś sąd rozstrzygnie o areszcie dla trzech młodzieńców ze Świedziebni.