Neurochirurgia, ortopedia czy urologia, to oddziały szpitala miejskiego, których możliwości kadrowe i nowocześnie wyposażone sale operacyjne nie są w pełni wykorzystywane. - Bo ograniczeniem jest tu wyłącznie wartość kontraktu - mówi Krystyna Zaleska, dyrektor lecznicy przy Batorego. Dlatego szef każdego szpitala stara się wynegocjować dla siebie jak najwyższe umowy. Andrzej Wiśnicki, dyrektor szpitala wojewódzkiego tegoroczny kontrakt podpisał dopiero w piątek.
Przeczytaj także: Fuzja toruńskich szpitali. Ministerstwo nie będzie się angażować
- Powstrzymywałem się, wierząc, że w końcu fundusz da nam trochę więcej pieniędzy niż początkowo proponował, przynajmniej tyle, ile w zeszłym roku. I po części tak się stało - mówi. Ale to, niestety, nie znaczy, że jest dobrze. Tak, jak już pisaliśmy w piątek, w najlepszym przypadku, niemałe przecież, kolejki nie zwiększą się. - U nas dostępność na pewno się nie pogorszy, a nawet nieznacznie może się poprawić, np. w neurochirurgii - mówi z nadzieją Krystyna Zaleska. - Gdyby fundusz płacił nam za wszystko, co zrobiliśmy, bo musieliśmy, to nasza sytuacja byłaby niezła.
A jaka jest? Nadwykonania w szpitalu miejskim wynoszą ok. 7 mln zł. Na tym się nie kończy, bo od tego roku lecznice mają płacić nowe ubezpieczenia od zdarzeń medycznych. Andrzej Wiśnicki komentuje: - To po prostu nieporozumienie! Ten, kto zmonopolizował rynek ubezpieczeń szpitalnych, czyli PZU, oczekuje horrendalnej kwoty. Przecież każdy szpital, żeby brać udział w konkursie, musi być ubezpieczony. Wymyślanie więc drugiej ścieżki ubezpieczenia cywilnego jest po prostu bzdurą.
Obowiązkowe, dotychczasowe OC kosztowało Bielany 700 tys. zł (w poprzednich latach 350 tys. i ok. 160 tys. zł), na to od zdarzeń medycznych lecznica musiałaby wydać jeszcze następne 600 tys. zł. - To kolejne koszty, obok np. wzrostu cen prądu, paliwa i leków - mówi Wiśnicki. A dyrektor Zaleska wymienia jeszcze m.in. dodatkowe 2 proc. od wynagrodzeń i być może również podniesienie wynagrodzeń pracownikom.
- Pielęgniarki, jeszcze z byłą panią minister, wywalczyły przepis, który mówi, że dyrektor musi przekazać 40 proc. różnicy umów roku poprzedniego i następnego na wzrost wynagrodzeń. Teraz w życie weszła nowa ustawa. Czy tamto więc jeszcze obowiązuje? Konsultujemy to z Ministerstwem Zdrowia. Jeśli więc nawet, udało nam się uzyskać wartościowo nieco większy kontrakt, to w części prawdopodobnie będziemy musieli przeznaczyć go na płace. Oczywiście, że powinien być system wzrostu wynagrodzeń, ale płatnik tego nie uwzględnia.
Wiśnicki z kolei cały czas ma nadzieję na odzyskanie od NFZ chociaż części z 20 mln zł nadwykonań. Tyle uzbierało się ich od 2006 roku. Sprawy są w sądzie.
Czytaj e-wydanie »