Od 1941 roku zakłady na Osowej Górze zaczęły być wykorzystywane przez Luftwaffe. W "Munie" - jak popularnie nazywali zakłady byd- liczba zatrudnionych pracowników przymusowych sięgała podobno 1200. W 1942 roku zbudowano także tzw. "tajną Munę". Znajdowała się na północ od istniejących zakładów. W tej części zakładów zatrudniano wyłącznie Niemców. Co robiono w "tajnej Munie" - do dziś nie wiadomo. Podobno już po wyzwoleniu w nocy z 7 na 8 lutego 1945 roku, do Osowej Góry przedarł się niemiecki oddział, który wysadził w powietrze pozostałości "tajnej Muny". Dziś do resztek zakładu nie można dotrzeć - to teren jednostki wojskowej.
W lesie przy ul. Grunwaldzkiej przed Osową Górą można naąć się na sporo pozostałości. To betonowe fundamenty, tory kolejowe z resztkami bramy i rampa kolejowa oraz trzy spore schrony, które wyglądają na magazyny.
Wywiad Armii Krajowej dość dobrze rozpracował zakłady. W słynnym, przesłanym do Londynu, melduneku AK dotyczącym pocisków rakietowych z 12 VII 1944 bydgoska "Luftmuna" znalazła się na liście zakładów pracujących przy... budowie rakiet. Już we wcześniejszym meldunku - z maja 1944 roku - wywiadowcy pisali:
"Prawie od roku mówi się o napełnianiu różnych pocisków sprężonym powietrzem - dotychczas nie uzyskano żadnych konkretnych danych, wyjaśniających pogłoski.
Wg inform. z V w zakładach Luftmuna - Osowa Góra k. Bydgoszczy napełniane są w wym. sposób pociski, jakoby o wymiarach średnica 1,25, długość 8 mtr. na skorupach pocisków malowany jest czarny krzyż z czerwonymi końcami ramion. Promień działania wybuchowego tych pocisków ma wynosić ca. 2 klm.
Przypuszczamy, że dotyczy to pocisków rakietowych, produkowanych w Kostuchnie (vide M3/44) i przesyłanych do Bydgoszczy dla elaboracji."
Z pozoru bezsensowna informacja o napełnianiu pocisków powietrzem ma swoje uzasadnienie, gdy poznamy budowę latającej bomby V-1. W jej kadłubie znajdowały się bowiem dwa kuliste zbiorniki właśnie na sprężone powietrze, które było wykorzystywane do zasilania układu wtryskującego benzynę do silnika pulsacyjnego V-1... Krzyżem, tyle że przypominającym "X" i najprawdopodobniej czerwonym - pod koniec 44 roku Niemcy oznaczali V-1 z głowicą zawierającą wyjątkowo niebezpieczny materiał wybuchowy - trialen. Czyżby to było rozwiązanie zagadki "tajnej Muny"?
Armia Krajowa była "zadomowiona" w "Munie". Wykorzystywała bowiem... kontakty handlowe między lokalną społecznością a Niemcami. Jak pisze Zbigniew Raw "Pamiętniku gapia", ze spadochronów rakiet sygnałowych wyrabiano w mieście damskie bluzki, a sznurek od odbezpieczania granatów służył do wyrobu swetrów.
AK - tak jak wywożono z "Luftmuny" spadochrony i plecionkę - przejmowała od Niemców granaty i naboje.
***
Cytaty meldunków AK pochodzą z książki Michała Wojewódzkiego "Akcja V-1, V-2". Ich fotokopie oraz informacje nt. budowy i oznakowania V-1 znajdują się w publikacji "Wywiad Armii Krajowej w walce z V-1 i V-2" wyd. Mirage.
