https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Straszna historia Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie. "Jesteście bandytami niegodnymi chleba". Zobaczcie zdjęcia!

Dariusz Nawrocki
Magdalena Basińska podkreśla, że osadzeni trafili do Piechcina nie dlatego, że byli pospolitymi przestępcami. - Trafili tam tylko dlatego, że należeli do organizacji niepodległościowych, które po II wojnie światowej walczyły z komunistycznym reżimem. Od 1953 roku do Ośrodka zaczęli napływać także rolnicy, którzy nie chcieli poddać się kolektywizacji. Ośrodek czynny był do czerwca 1956 roku - przypomina.
Magdalena Basińska podkreśla, że osadzeni trafili do Piechcina nie dlatego, że byli pospolitymi przestępcami. - Trafili tam tylko dlatego, że należeli do organizacji niepodległościowych, które po II wojnie światowej walczyły z komunistycznym reżimem. Od 1953 roku do Ośrodka zaczęli napływać także rolnicy, którzy nie chcieli poddać się kolektywizacji. Ośrodek czynny był do czerwca 1956 roku - przypomina. Nadesłane
15 listopada 1950 roku wicedyrektor departamentu więziennictwa MBP ppłk Jan Barczak formalnie powołał w Piechcinie Ośrodek Pracy Więźniów. Właśnie minęła 74-rocznica tego dnia. Dziś po dawnym ośrodku nie ma już w Piechcinie śladu. O istniejącym obozie przypominają tylko pamiątkowa tablica w miejscowym kościele oraz pozostałości po kopalni wapienia.

Spis treści

Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie

- Był to obóz pracy przymusowej zważywszy na warunki tam panujące wręcz niewolniczej - podkreśla Magdalena Basińska historyk z Inowrocławskiego Klubu Dyskusyjnego, która bada między innymi historię piechcińskiego Ośrodek Pracy Więźniów.

O tym, że w Piechcinie był obóz pracy świadczy dokument z listopada 1950 roku o klauzurze ściśle tajne skierowany do Naczelnika wydziału IV Woj. Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Czytamy w nim, że Zakład Wapna w Piechcinie nie wykonał swego planu, wykonał tylko 47 procent normy. Za powód wskazuje się, że zmieniona została całkowicie obsługa więźniów, a na ich miejsce sprowadzono więźniów antypaństwowych, wymienieni więźniowie są jeszcze "nie wpracowani".

Kto trafiła do Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie?

Magdalena Basińska podkreśla, że osadzeni trafili do Piechcina nie dlatego, że byli pospolitymi przestępcami.

8- Trafili tam tylko dlatego, że należeli do organizacji niepodległościowych, które po II wojnie światowej walczyły z komunistycznym reżimem. Od 1953 roku do Ośrodka zaczęli napływać także rolnicy, którzy nie chcieli poddać się kolektywizacji. Ośrodek czynny był do czerwca 1956 roku - przypomina.

Dokument z 26 listopada 1951 r. o klauzurze ściśle tajne skierowany do Naczelnika wydziału IV Woj. Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego dowodzi, że dużą grupę więźniów stanowili członkowie AK i innych organizacji podziemnych.

Magdalena Basińska w piśmie tym znalazła między innymi taki zapis: "Pracownicy wolnościowi rozsiewają wśród więźniów różnego rodzaju wrogą propagandę przeciwko Związkowi Radzieckiemu i władzy ludowej. Pozatem notowano w Państwowych Zakładach Wapienniczych w Piechcinie wrogie napisy w ustępach w zakładzie o następującej treści: "Niech zdechnie Stalin. Ameryka Ruska pobije. W Polsce rządzą komuniści skończy się ich panowanie i inne wrogie antypaństwowe napisy".

Osadzeni w Piechcinie

Jednym z osadzonych w Piechcinie był Zdzisław Kręciejewski ps. "Brzoza" skazany za działalność na przełomie 1945/1946 roku w dowodzonym przez Leona Smoleńskiego ps. "Zeus" oddziale partyzanckim należącym do V Wileńskiej Brygady AK Brygady śmierci Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki".

Osadzonym był również Stanisław Ilek, wiertacz, który spadł ze ściany w przepaść kamieniołomu. Miał 22 lata. Skazany został przez Wojskowy Sąd Rejonowy Bydgoszcz w lipcu 1950 r. na 6 lat więzienia. Był członkiem nielegalnej organizacji młodzieżowej "Grom", która walczyła z ustrojem Polski Ludowej. W dokumentach czytamy, że Ilek zmarł 13 września 1953 r., nie ma słowa o wypadku.

Wypadek w Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie

Więźniowie Ośrodka w Piechcinie szczególnie zapamiętali wypadek, jaki zdarzył się w listopadzie 1953 roku we wczesnych godzinach rannych. Zginęło wówczas 5 więźniów.

- Wypełniony 40 więźniami samochód, który przewoził osadzonych z Piechcina do Wapienna, zamknięty na kłódkę wpadł do stawu znajdującego się obok ośrodka. Pomoc przyszła za późno. Część z nich się utopiła. Sam komendant przyznał, iż samochód Star był przeładowany - opowiada Magdalena Basińska.

"Jesteście bandytami niegodnymi chleba, jednak nasza Ludowa Ojczyzna daje wam szanse zmazania win poprzez uczciwą i wydajną pracę" - tak witał przybyłych do Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie zastępca komendanta porucznik Czajka.

Osadzeni trafiali do Piechcina z więzień w Koronowie, Potulicach czy Wronkach

Administracja piechcińskiego ośrodka znajdowała się w Inowrocławiu, gdzie więźniowie byli rejestrowani, zostawiali swoje osobiste rzeczy i otrzymywali obozowe uniformy. Otrzymywali swój numer, który identyfikował nie tylko osadzonego, ale również jego wózek z urobkiem w celu kontrolowania pracy. Przywożono ich do Piechcina z więzień w Koronowie, Potulicach czy Wronkach.

- Do pracy transportowano od razu po przybyciu do Ośrodka bez względu na porę dnia czy pogodę. Często w opadach deszczu, czy śniegu, na mrozie - zdradza Magdalena Basińska.

"Raz trzeba było wstawać w pełni nocy, a kiedy indziej iść spać w południe" - wspominał Józef Holz, więzień obozu pracy.

Ciężkie życie osadzonych w Piechcinie

Pomimo mrozu, który dochodził nawet do -25 stopni posiadali tylko cienkie spodnie i kurtki z koca. Jako że uniform każdy miał tylko jeden, zdarzało się, że do pracy szli w mokrym, jeśli przez noc nie wysechł. Ciepłej odzieży nie było. Nie było również rękawic ani skarpet. Panował głód. Racje żywnościowe osadzonych składały się z wodnistej zupy ze zgniłych buraków, rybich łbów, ćwiartki chleba na cały dzień. Od święta serwowano kaszę. Nie było jadalni. Posiłki spożywano w miejscu pracy. Zanim osadzeni je otrzymali, były całkowicie zimne.

- Do tego wyczerpująca praca na akord, polegająca na ładowaniu kamieni na wózki i układaniu ich w piecach do wypalania wapna. Każda para więźniów musiała wypracować dzienną normę 37 wózków (czyli około 15 ton) kamieni, odpowiednio posegregowanych ze względu na jego późniejsze przeznaczenie. Zbyt duże trzeba było rozłupać pięciokilogramowymi młotami. Często wózki spadały z torów i trzeba było je rozładować i ładować ponownie. Aby wypracować normę najpierw trzeba było pokonać 347 schodów, nierównych i niebezpiecznych - zdradza Magdalena Basińska.

Praca w Piechcinie pozwalała na skrócenie czasu kary. Po wypracowaniu trzech ton ponad normę dziennie, każdy dzień liczony był jak dwa dni w zwykłym więzieniu. Skazany na 10 lat mógł już po pięciu wrócić do domu. Jeśli oczywiście przeżyje. Śmierć mogła przynieść ciężka praca, ale też wypadki, które zdarzały się w kamieniołomach dość często. Łatwo było spaść ze ściany w przepaść, przygnieść mogły rozbijane ściany bądź żelazne wózki, wyładowane kamieniami.

Trudne warunki w piechcińskim obozie

Warunki w obozie były bardzo trudne. Osadzeni spali w barakach. W każdej celi znajdowało się dziewięć piętrowych prycz ustawionych przy ścianach. Na środku stała "koza" ogrzewająca całe pomieszczenie. Panował straszny chłód. W zewnętrznych ścianach były duże szpary, przez które wiejący wiatr często nawiewał śnieg wprost na prycze. Woda do mycia, tylko zimna. Opieka zdrowotna nie funkcjonowała.

"Zgłosiłem się do lekarza, który przyjeżdżał raz w tygodniu z bydgoskiego UB. Wysłuchał mnie, na karcie coś napisał, palcem wskazał drzwi i już byłem zdrowy" - wspomina Józef Holz.

Przebywający w obozie pozbawieni byli jakiejkolwiek opieki duszpasterskiej. Nie mogli obchodzić świąt religijnych. Gdy jeden z funkcjonariuszy przyłapał więźniów na łamaniu się chlebem w wigilię, za karę umieścił ich w opuszczonym zimnym chlewie.

Tak wyglądał Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie

Pierwsza brama, budynek zbrojowni i pomieszczenie dla strażników, druga brama, budynek administracji obozu, kuchnia, świetlica, łaźnia, ośrodek zdrowia, kotłownia i magazyn żywnościowy tak wyglądał Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie. Wszystko ogrodzone 3,5 m kolczastym drutem, z czterema ambonami w narożnikach do obserwowania terenu.

- W wieżyczkach czuwali żołnierze KBW uzbrojeni w broń maszynową. Kilka psów, które budziły postrach. Tak wyglądał obóz w 1951 roku, kiedy drewniane baraki zastąpiono już murowanymi. Na terenie obozu znajdował się także "Biały domek". Niewielki, murowany barak z kilkoma pojedynczymi celami, w których przetrzymywano więźniów nie wykonujących normy (bumelantów). Dostawali "pół racji żywnościowej" i spali na twardym łożu. Inne kary, które stosowano to brak widzenia i korespondencji z rodziną, zakaz zakupów w kantynie - opowiada Magdalena Basińska.

Brygardzistom nie wolno było nawiązywać bliższych stosunków, a nawet prowadzić rozmów z więźniami. Takie osoby ryzykowały utratą pracy. Strażnik Stanisław Jachimowicz za pomoc żywnościową został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy na 5 lat więzienia. Stanisław Ćwikliński odbierał listy i przekazywał do cenzury. Dowoził również paczki żywnościowe i tytoń. Został zwolniony jako brygadzista.

Czy ktoś uciekł z ośrodka w Piechcinie?

Z Piechcina nie uciekł nikt.

"Od czasu do czasu zdarzały się ucieczki. Jednak bez pomocy z zewnątrz szanse były minimalne. Sterroryzowana okoliczna ludność, którą karmiono opowiadaniami o mordercach, bandytach, gestapowcach i upowcach nie udzielała pomocy, bała się" - czytamy we wspomnieniach Józefa Holza.

Dziś po dawnym Ośrodku Pracy Więźniów nie ma już w Piechcinie śladu. O istniejącym obozie przypominają tylko pamiątkowa tablica w miejscowym kościele oraz pozostałości po kopalni wapienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska