https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tama spadła z listy

Dariusz Knapik
Wydarzenia minionego wtorku uświadomiły nam, że żyjemy na beczce prochu.
Wydarzenia minionego wtorku uświadomiły nam, że żyjemy na beczce prochu. Collage Ryszard Szmitkowski
Bez wybudowania zapory w Nieszawie tama na Wiśle we Włocławku może w każdej chwili runąć. Woda pogrzebie wtedy tysiące ludzi, zniszczy nadrzeczne miasteczka i wsie.

Rząd wie o tym doskonale, ale znowu odkłada budowę na później.

Jak już informowaliśmy, w miniony wtorek, ok. godz. 21.30, na skutek burzy włączył się alarm na włocławskiej zaporze. Tym razem skończyło się na powszechnej panice, która ogarnęła włocławskie Zawiśle, Nieszawę i inne osiedla zagrożone katastrofą tamy. - Te wydarzenia uświadomiły nam, że żyjemy na beczce prochu. W przeciwieństwie do katowickiej hali, o tej groźbie już od wielu lat doskonale wiedzą posłowie i kolejne ekipy rządowe - mówi burmistrz Nieszawy Andrzej Nawrocki.

Wisła odsłania dno
Prawdę o katastrofalnym stanie włocławskiej zapory zna wielu specjalistów. We Włocławku i innych zagrożonych miastach i wsiach działają systemy wczesnego ostrzegania, od lat ćwiczy się akcje ratunkowe. Tamę zaprojektowano jako część tzw. kaskady dolnej Wisły. Ale skończyło się tylko na Włocławku. Po 35-letniej walce z rzeką budowla jest poważnie zagrożona. W 1998 roku 16 najwybitniejszych polskich ekspertów orzekło, że jedyny ratunek to druga tama, w Nieszawie. W 2000 roku Sejm podjął uchwałę o jej budowie, ale do dziś nic nie zrobiono.

Raporty komisji ds. zapór przy Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej co roku biją na alarm. Największą groźbę stanowią odsłonięte w wielu miejscach fundamenty zapory. Wyrwy łata się żelbetowymi "jeżami" i kamieniami, ale po 2-3 latach trzeba to robić od nowa. Rocznie ratowanie walącej się budowli kosztuje średnio 30 mln zł. W tym roku po raz pierwszy, w okresie od maja do września, wprowadzono drastyczne ograniczenia dotyczące zrzutu wody i eksploatacji elektrowni.

Nieszawa do rezerwy

Sejmik województwa przygotowuje projekt stanowiska w sprawie nieszawskiej tamy. Ma być uchwalone na dzisiejszej sesji.

Dlaczego sejmik, który od 1999 roku podejmował już kilka uchwał w sprawie nieszawskiej tamy, znów zajął się tą sprawą? Niepokój budzi fakt, że po wykonaniu w latach 2002-2004 tzw. koncepcji przestrzennej zapory, resort środowiska zawiesił prace projektowe i ogłosił przetarg na dokumentację potrzebną do ubiegania się o unijną dotację. Będzie gotowa najwcześniej za rok. Jednocześnie odebrano inwestycji rangę priorytetu. Jeszcze w ubiegłym roku w rządowym programie operacyjnym "Infrastruktura i Środowisko" nieszawska tama figurowała jako trzeci z krajowych priorytetów. W tym roku jest na 123. miejscu i to na liście rezerwowej. Zamiast "trwałego zabezpieczenia włocławskiej tamy przed katastrofą budowlaną", inwestycja nazywa się teraz "ekologiczne bezpieczeństwo stopnia Włocławek".

Dlatego właśnie sejmik chce dziś wezwać rząd do przywrócenia inwestycji rangi krajowego priorytetu i skierowania jej do realizacji.

Tama albo drogi?

Tymczasem, po wtorkowej panice spowodowanej alarmem, Społeczny Komitet Popierania Budowy Stopnia Wodnego w Nieszawie zapowiada masowe protesty.

Wzburzenie wśród mieszkańców jest tak duże, że tym razem może dojść do zapowiadanych wcześniej blokad dróg krajowych. Dziś członkowie komitetu chcą wysłać pismo do premiera.

- Okłamano nas! Cały czas mówiono o priorytetowej randze inwestycji, a po cichu przeniesiono ją do zadań rezerwowych. Cała Polska musi się dowiedzieć, że żyjemy w cieniu zegarowej bomby - mówi szef komitetu Stanisław Murawski.

Zdesperowani mieszkańcy zagrożonych terenów pytają, czy musi dojść do tragedii, by rząd wreszcie podjął decyzję o budowie.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska