MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tańczące bębny

Magdalena Bobkowska
Damian Jarocki
Tam jest jak na innej planecie: czerwona ziemia przypominała sproszkowaną cegłę.

     Niewielu potrafi rzucić pracę, sprzedać samochód i wyjechać na Czarny Ląd. I tam zostać. On zrobił to wszystko. Nauczył się grać na bębnie, przez Afrykanów nazywanym djembe. I wrócił. Do Bydgoszczy przywiózł instrument od mistrza i wspomnienia z innego świata.
     Na obcym lądzie
     
Damian Jarocki od kilku lat uczył się grać na bębnach, zwykle na fordońskich górkach albo u kolegi. Pierwsze rytmy pokazał mu Radek Leszczyński - "Żyrafa". Jednak, gdy usłyszał o warsztatach w Gwinei, nie wahał się ani chwili. Była zima, a on jechał do gorącej, północno-zachodniej Afryki. - Chodziłem do sauny i solarium, żeby nie przeżyć szoku termicznego - mówi Damian. - Ale to nie szok był najgorszy...
     Na lotnisku chaos. Na szczęście znaleźli się sympatyczni pracownicy obsługi, którzy odprowadzili na parking. Po czym zażądali opłaty za uprzejmość, bo w Gwinei za wszystko trzeba płacić. Policja szuka przewinień, zwłaszcza u niezorientowanych turystów i żąda łapówek. Nie masz pieniędzy, musisz swoje odsiedzieć. A o przewinienie w obcym kraju nietrudno.
     Mistrz Famoudou
     
Damian znalazł się w Konakry nad Oceanem Atlantyckim, w stolicy Gwinei. Jedyny Polak, w grupie 20 osób z całego świata.
     Ziemia przypominała cegłę, niebo było szare. To przez wiatr od Sahary, który, w porze suchej, przewalał nad miastem tumany pyłu. Stolica na pierwszy rzut oka wygląda jak nowoczesna metropolia z hotelami, bankami, ambasadami. Jednak większa część miasta to slumsy. Asfaltowe są tylko główne ulice, poza samym centrum miasta nie ma w ogóle chodników.
     W swoim domu powitał ich Famoudou Konate, 62-letni Gwinejczyk, który potrafi grać djembe jak nikt. Doktor honoris causa berlińskiego Uniwersytetu Sztuk Pięknych, w dziedzinie praktycznej nauki muzyki afrykańskiej. Jeden z niewielu niemieckich doktorów o tak czarnym odcieniu skóry. Famoudou podróżuje po całym świecie i koncertuje. Pierwsza żona mieszka w rodzinnym kraju, druga - Niemka - jest jego menedżerką. Famoudou ma za sobą 26 lat pracy w afrykańskim balecie narodowym. - To jakby przenieść na deski całą wioskę. Artyści prezentują tańce i rytmy ludowe, grane przy okazji różnych obrzędów: urodzin, imienin, ślubów, chrztów, a także zbiorów plonów czy pełni Księżyca - opowiada Damian.
     Jest tylko jeden obrzęd, podczas którego bębny milczą. To pogrzeb.
     Piwo z Marleyem
     
Z Famoudou pojechali do jego rodzinnej wioski. Zamieszkali w glinianych, okrągłych chatach, krytych słomą. Sangbaralla leży nad Nigrem, 600 kilometrów w głąb kraju, w tzw. Górnej Gwinei. O elektryczności tylko tu słyszeli. Do czasu gdy Famoudou, przywiózł agregat prądotwórczy. Specjalnie, aby zrobić przyjemność mieszkańcom wioski, wieczorami zapalał kolorowe światełka.
     Teraz przywieźli prezenty dla dzieci. I jeszcze lekarstwa, bo to towar deficytowy. - Aż dziwne, że mimo panującej biedy, bezrobocia i chorób ci ludzie potrafią cieszyć się życiem. Byłem w wiosce zalewie pięć dni. W tym czasie zmarło kilku młodych Gwinejczyków; zabiły ich choroby. Przeciętna długość życia mężczyzn wynosi tam 40, a kobiet 45 lat, tylko nieliczni dożywają osiemdziesiątki. Staruszkowie otaczani są najwyższym szacunkiem. Ludzie umierają głównie ze względu na brud i złe odżywianie. Witamin szukają w pomarańczach, ale to trochę mało. Poza tym jedzą maniok i ryż. Mięso jest rarytasem. Podobno jada się tu pawiany. Ale ten, którego widziałem, miał na imię Bob Marley i pił piwo ze swym właścicielem. Czasem musiał być przywiązywany do drzewa, bo był agresywny, ale chyba nikt nie traktował go jak potencjalnego obiadu.
     Modły do bociana
     
Z tańcem jest różnie. Każde plemię ma swoje rytmy, stroje, obyczaje. Miłość do tańca i muzyki Gwinejczyk wysysa z mlekiem matki. - Najmłodszy djembefola, czyli gracz na djembe, którego widziałem, miał 3 latka. Widziałem też, jak bawią się kilkuletnie dzieci. Chłopcy grają na puszkach, a dziewczynki tańczą.
     Damian spotkał też tańczących szamanów, ubranych w liście albo barwne, magiczne szaty. Dziś sam potrafi zagrać te rytmy. Przytaszczył do redakcji olbrzymi bęben. - To modlitwa o deszcz - mówi i wybija kilka krótkich uderzeń o wysokich dźwiękach. - A teraz modlitwa do bociana, o dziecko... - kilka głębszych, niższych dźwięków, wybijanych nieco wolniej.
     Dziecko jest ważne. Kim jest kobieta bez dziecka? Kim w ogóle jest kobieta w afrykańskich plemionach?
     Gwinejczycy - muzułmanie żon mogą mieć po kilka. Ich liczba świadczy o zamożności. Na wsiach nadal kupuje się je za bydło. Kobiety - i po ślubie, i przed - muszą ciężko pracować. To one, a nie ich mężowie noszą na głowach wodę z Nigru, nawet po 20 litrów. Jeśli są nieposłuszne, muszą liczyć się z karą. Na porządku dziennym są kary cielesne.
     - Jest taki gwinejski film, w którym wódz wioski miał bardzo piękną żonę. Wprowadził więc zakaz bicia kobiet. Wkrótce w wiosce powstał chaos, musiał więc prawo przywrócić. Takie zachowanie wpisane jest już w ich kulturę.
     Wrócić...
     
Afryka z bliska nie wygląda jak na pocztówkach. Co z tego, że można tu spotkać Boba Marleya, skoro Bob Marley jest pawianem? Afrykańczycy mają tylko jedno marzenie: uciec do Europy. I to nie tylko dlatego, że niebo nad Konakry ma szarą barwę. Damian jednak chciałby wrócić do Gwinei. - To fascynujący kraj, pełen wielu odrębnych kultur. Pobyt tam był podróżą mojego życia i na zawsze pozostanie bliski memu sercu, mocno wryty w pamięć.
     --------
     W plemienu Baga, które koncertowało dla uczestników warsztatów, w tańcach oraz grze na bębnach przoduje płeć piękna. Kobiety grają na specjalnych, świętych bębnach, których mężczyźni nie mogą dotykać. Instrumenty mają kształt kobiet o czerwonej skórze. Taneczna pomysłowość Gwinejczyków nie zna granic. Kobieta może na przykład tańczyć siedząc. I to siedząc na ramionach mężczyzny. Jakby tego było mało, taniec ten, zwany Mendiani, może wykonywać tylko jedna jedyna kobieta z wioski. Nauka Mendiani objęta jest absolutną tajemnicą. Tancerka przekazuje niepowtarzalną umiejętność swojej następczyni potajemnie, nocą, poza granicami wioski. Nikomu nie wolno tego oglądać.
     Mężczyźni nie pozostają w tyle. W takim na przykład Tańcu Kowali uczestniczą tylko oni. W dłoniach dzierżą narzędzia kowalskie, symbolizujące jeden z bardziej popularnych w Gwinei zawodów. Z kolei w Tańcu Silnych Mężczyzn, zwanym doundunba, rozebrani do połowy młodzi Afrykanie prezentują swoją siłę i witalność, trzymając w jednej ręce toporek, w drugiej zaś bat z ogona hipopotama. Baty są nie tylko ozdobą. Bywa, że mężczyźni okładają się nimi podczas awantur.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska