- Zamiast dwóch pudełek leku na serce, kupuję jedno**- mówi Barbara Zięciak, emerytka z Bydgoszczy. - Potem dzielę tabletkę na pół i na dłużej mi wystarcza. Wiem, że sobie szkodzę, ale nie stać mnie, by się leczyć porządnie.
Minister zdrowia obiecywał, że leki będą tańsze. I tak jest. Producenci mniej żądają za swoje produkty. Jednocześnie jednak minister obniżył limity, czyli dopłatę państwa do leku, więc pacjent tak naprawdę płaci w aptece więcej.
Zmiany cen leków najbardziej uderzyły w osoby, których dolegliwości były dotąd na liście chorób przewlekłych. Rodziny chorych na astmę są w tragicznej sytuacji. Foradil, który dotąd kosztował 5 zł, teraz zdrożał do... 47 zł. Podobnie z innymi lekami.
Omnic, na choroby prostaty - 50,3 zł (47 zł przed miesiącem)
Zoladex, na choroby nowotworowe - 500 zł (2,5 zł)
Prestorium, na nadciśnienie - 32 zł (21 zł)
Berodual, na astmę - 24,7 zł (7,45 zł)
Polinex, przeciw alergii na trawy - 301 zł (100 zł)
Argosulfan, na oparzenia - 9 zł (2,5 zł)
Rezygnowanie z leków oznacza zagrożenia życia i zdrowia - apelują lekarze. Próbują pomóc pacjentom zapisując tańsze leki. Jednak często okazuje się, że cena urzędowa leku jest niższa, ale chory zapłaci za lek w aptece więcej, niż do tej pory. - To wszystko wina niższych limitów i przesunięć na listach ryczałtowych - mówią aptekarze. - Klienci coraz częściej odchodzą od okienka z pustymi rękami. Niektórzy obwiniają nas za wysokie ceny. Tymczasem na leki, które mają ceny urzędow, nie pobieramy marży. Obowiązuje ona tylko w przypadkach lekarstw w 100 proc. odpłatnych.
Do tej pory 36 proc. pacjentów nie wykupywało medykamentów w aptece. Ich liczba może się znacznie powiększyć. Zdaniem aptekarzy, po ostatnich zmianach cen, ponad połowa klientów nie wykupuje leków.
