Inowrocławianie pokonali najsłabszy zespół rozgrywek PLK 99:98, ale niewiele dobrego da się powiedzieć o ich grze.
Porażka bardzo boli
Młodzi koszykarze ze stolicy, wsparci trzema doświadczonymi graczami, rozegrali dobre zawody. Zasłużyli na wygraną. Prowadzili 91:81, ale ostatni fragment meczu przegrali 7:18.
- Długo nie mogliśmy zatrzymać świetnie dysponowanych rywali - zaznaczał Łukasz Żytko, rozgrywający Sportino.
O zwycięstwie inowrocławian przesądził fantastycznie dysponowany Ted Scott (29 punktów, 10/18 z gry, 7/9 z wolnych, 3 zbiórki, 2 asysty). Amerykanin trafił z dystansu na 4 sekundy przed końcową syreną.
- Nie jestem w stanie wyrazić, jak mocno boli nas ta porażka - podkreślał Leszek Karwowski, kapitan Polonii 2011. - Po raz czwarty w tym sezonie przegrywamy mecz, w którym sukces jest na wyciągnięcie ręki. Byliśmy dobrze przygotowani do potyczki ze Sportino, pod względem taktycznym i motorycznym. Niestety, znów czegoś zabrakło.
Drużynie ze stolicy nie pomogła wysoka forma Dardana Berishy (29 pkt, 9/14 z gry, 5/6 z wolnych, 7 zb, 5 as). W decydującej akcji nie zdołał jednak zablokować rzutu Scotta.
Lider to za mało
W ataku koszykarze Sportino prezentowali się przyzwoicie, choć nadal grali zbyt indywidualnie (tylko 12 asyst). Najlepiej grę kreował Łukasz Żytko (5 as, 3/6 za 1, 2/4 za 2), który jednak spudłował trzy rzuty wolne w ostatnich minutach. Solidnie wypadł Tony Anderson (4/4 za 1, 2/6 za 2, 3 zb, 3 as). Bezbarwny był za to Daryl Greene (2/3 za 3).
Znów duże wsparcie w ofensywie dał Grzegorz Arabas (5/12 z gry, 4 zb). Do formy sprzed urazu kostki wraca natomiast Slavisa Bogavac (3/5 z gry, 4 zb). Świetne wejście w drugiej kwarcie miał Vitalijus Stanevicius (3/3 za 2), ale w drugiej połowie nie pojawił się już na parkiecie.
Wsparcie Ibrahima
Pod koszem znów błyszczał Rafał Bigus (2/3 za 2, 9 zb). W czwartej kwarcie znakomicie prezentował się Sani Ibrahim (7/10 za 1, 2/5 za 2, 7 zb), a tylko momentami pożyteczny był Przemysław Łuszczewski (1/2 za 1, 1/4 z gry, 4 zb).
Ani przez sekundę na parkiecie nie przebywali Michael Ansley i Maciej Raczyński. Wydaje się więc, że są to główni kandydaci do opuszczenia zespołu. Wciąż na drobny uraz narzeka natomiast Artur Robak. Zmiany w Sportino mają nastąpić dopiero po sobotnim meczu w Treflem Sopot (godz. 19).
- Mamy nad czym pracować przed kolejnym spotkaniem - mówił Kowalczyk. - W stolicy fortuna nam sprzyjała. Sami musimy jednak pomóc szczęściu.