Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tętniak pokrzyżował plany, ale dał Kasi inne życie

Roman Laudański
- Cieszyłam się, że żyję, a z drugiej stronie - delikatnie mówiąc - byłam wkur.... z powodu tego, co mnie spotkało- mówi Katarzyna Banaszek (w okularach). Kaśkę wspiera Anna Borowska
- Cieszyłam się, że żyję, a z drugiej stronie - delikatnie mówiąc - byłam wkur.... z powodu tego, co mnie spotkało- mówi Katarzyna Banaszek (w okularach). Kaśkę wspiera Anna Borowska Arkadiusz Wojtasiewicz
Kaśce przyśniło się, że znowu jest na Mazurach. Na wózku. W innych snach znowu chodzi samodzielnie. Jakoś po tym wylewie sny stały się częstsze i wyrazistsze.

Największe wrażenie robią w tym mieszkaniu wielkoformatowe islandzkie fotografie Kaśki. „Islandzka samotność” to dwa domki w śnieżnym krajobrazie. „Mój minimalistyczny pejzaż” to przełęcz z zarysem ośnieżonych gór ginących we mgle.

- Islandzkie góry kocham. Są małe, ale ładne - mówi Kaśka. - W pewnym momencie już nie wiesz, czy to jeszcze śnieg, czy mgła. Jakby wszechobecna biel pokonała czerń nagich skał.

Do Islandii Kaśka Banaszek z Anką Borowską pojechały po nowe życie. Miało być spokojniej niż w zabieganym Poznaniu. Po prostu wolniej. Z czasem na pracę, fotografię, życie. Nie za długo pocieszyły się Islandią. Niecałe dwa lata temu wróciły do Polski na Wielkanoc. Anka do Poznania, Kaśka do rodzinnego Płocka. W Wielką Sobotę Kasię bardzo rozbolała głowa - jakby „napompował się w głowie balonik” - wspomina na blogu. Ból narastał. Wymioty, utrata przytomności, szpital, wylew. Operacja. Otwieranie czaszki, czterokończynowe porażenie. Zaniki pamięci. Zero mówienia. Czy aby nie za dużo wrażeń jak na 27-letnią dziewczynę?

Kaśka urodziła się w Płocku, dom w sąsiedztwie Wisły. Domowe psy i koty były pierwszymi „modelami”, kiedy zafascynowała się fotografią. Najbardziej cieszyły ją zdjęcia pejzażowe. Drugą fascynacją była perkusja. Zaczęła od pałeczek, a dopiero później kupiła perkusję elektroniczną.

Dziś prawie sprawną ma tylko prawą rękę. Nie ma mowy ani o perkusji, ani o fotografii. Prawie sprawna prawa ręka i częściowo noga (może już się na niej podeprzeć przy wstawaniu), to i tak wielki sukces w rehabilitacji Katarzyny. Z fotografią dziś byłby jeszcze jeden kłopot - po wylewie pojawiły się kłopoty z oczami, dlatego raz w tygodniu jeżdżą na specjalistyczną rehabilitację do Poznania. „W każdy piątek śmigamy do Poznania na terapię wzroku. Jest to niezła misja. Czasem jeździmy autem - wtedy Ania jako kierowca ma przesrane, a czasem pociągiem i wtedy przesrane mam ja” - tak opisuje drogę Kaśka na swoim blogu „Kejti reflektuje” (http://kejtiref lektuje.blogspot.com). Dlaczego „Kejti reflektuje”? - Kejti od Kaśki, a „reflektuje” od słowa „refleksja”, które bardzo lubię. No żarcik taki - tłumaczy.

W Poznaniu Kasia uczyła się fotografii w szkole policealnej (- Zawsze chciałam robić coś wizualnego - opowiada). Musiała się jakoś utrzymać. Zaczęła pracować w piekarni. Później odpowiedziała na ogłoszenie, w którym nie było sprecyzowanego miejsca pracy. Dopiero podczas rozmowy kwalifikacyjnej dowiedziała się, że chodzi o pracę w internetowym sex shopie. A właściwie czemu nie? - pomyślała. Robiła zdjęcia produktom. Poradziła sobie z techniczną stroną erotycznych gadżetów, gdy klienci dzwonili i chcieli się dowiedzieć, jak działa, np. pompka do penisa. - Klienci? Kobiety i mężczyźni - pół na pół, do tego młodzi kupujący ozdobne prezerwatywy czy dmuchane owce na „panieńskie”.

Z Anną poznały się w Poznaniu (- Romantycznie, z internetu - uśmiechają się dziewczyny). Islandia była wielkim marzeniem Kasi. Jej fascynacją, która przyszła z islandzkimi wykonawcami - Sigur Ros i Bjork.

W drugiej piekarni była równocześnie menadżerem i jedynym pracownikiem. Piekarnię przechrzciła „pieko”, bo było w niej jak w piekle. Często z humorem pisała o niej na swoim blogu. „Pieko” miała też swoje dobre strony, niedaleko mieszkała Anna.

Kiedy projekt „Islandia” dojrzał do realizacji, Anka rzuciła studia i pracę w Poznaniu. Kaśka pozamykała swoje sprawy. Obie czuły, że muszą znaleźć inne miejsce do życia. - Choć Kasia (bardziej zapobiegawcza) chciała jeszcze przez rok odłożyć jakieś pieniądze na Islandię, to ja postanowiłam, że zaraz wyjeżdżamy opowiada Anna.

W niewielkiej (2000 mieszkańców) miejscowości znalazły pracę w hotelu (z zakwaterowaniem). Właściciele odebrali je z lotniska, dowieźli na miejsce. 8-9 godzin pracy w międzynarodowym towarzystwie. - Praca i ludzie byli świetni - wspomina Kasia. - Dawałyśmy radę. Praca mocno zespołowa. Sprzątałyśmy kolejne pokoje, a po robocie - wspólne imprezowanie w ulubionym barze, a także wyjazdy. Kasia ćwiczyła na elektronicznej perkusji, w czasie spacerów robiła mnóstwo zdjęć. Anna robiła ozdoby techniką decoupages, a odkryte baseny z podgrzewaną wodą były wspólną atrakcją o każdej porze roku. Podczas jednego z dłuższych wyjazdów zaskoczyła je zimowa pogoda, która potrafi się tam zmienić w kwadrans. Jechały po górach, drogą wzdłuż fiordów. Poślizg. Po prawej stronie dwudziestometrowy klif. Na szczęście auto obróciło się w lewo. Dziewczynom nic się nie stało, auto - do kasacji. Później przeprowadzka do Reykjaviku. W szkole fotograficznej zachwycili się zdjęciami Katarzyny. - No cóż, nie zdążyłam zacząć nauki - opowiada.

CZYTAJ TAKŻE:Koronawirus z Wuhan z perspektywy Chińczyków. Ekspert: - Spokojnie, to tylko epidemia. Niebawem lecę do Chin

Pierwsze blizny w głowie Kasi pochodzą z odbarczenia, lekarze musieli otworzyć czaszkę. Wylew był duży. Kasia przez sześć tygodni była w śpiączce. Czterokończynowe porażenie, czyli niedowład rak i nóg. Najpierw lekko otworzyła oko i zaczęła mrugać powieką na „tak” i na „nie”. Podczas następnych tomografii lekarze wykryli kolejne zagrożenie w głowie. Inny fragment naczynia mógł doprowadzić do kolejnego wylewu. Kasia musiała przejść następną operację, a później rehabilitację. Pomoc znalazły w bydgoskim szpitalu wojskowym. Najpierw lekarze próbowali dostać się do felernego naczynia przez tętnicę. Nie udało się. Trzeba było tradycyjnie usunąć kawałek czaszki i zlikwidować zagrożenie.

- Kiedy obudziłam się ze śpiączki w płockim szpitalu, to nie bardzo wiedziałam, co się ze mną stało - wspomina Kasia. - Pamiętam, że byłam zdziwiona operacją na otwartej czaszce. Dziwne uczucie. Kiedy dowiedziałam się, co i jak jest ze mną, to byłam wkurzona. Cieszyłam się, że żyję, a z drugiej strony - delikatnie mówiąc - byłam wkur.... z powodu tego, co mnie spotkało. Tętniak pokrzyżował moje plany.

- Na początku myślałam, że Kasia wybudzi się ze śpiączki i ustalimy, co dalej, ale po miesiącu było wiadomo, że na razie z tym „dalej” jest kłopot. Pojechałam zlikwidować nasze sprawy w Islandii - wspomina Anna. - Kasia była tam ubezpieczona, trzeba było zdać mieszkanie, przetransportować rzeczy do Polski. Pracodawca zapewnił, że jak się Kasi poprawi, to zawsze możemy wrócić.
Po ośmiu miesiącach w szpitalach w Płocku i w Bydgoszczy Katarzyna wyszła do domu. Rehabilitacja zaczęła się w szpitalu wojskowym. Próby pionizacji, by poprawiło się krążenie, a dziewczyna mogła usiąść na wózku. Wszystkie mięśnie były osłabione, wręcz wyzerowane. Nie mogła utrzymać głowy, ale na wózku spędzała coraz więcej czasu. Prawą stronę udało się szybciej wzmocnić. Dziś Katarzyna potrafi już podnieść kubek z kawą. Nauka oddychania, jedzenia (wcześniej miała sondę), mówienia - to wszystko wciąż stanowi duże wyzwanie. - Jak najszybciej chciałam nauczyć się jeść i pić - wspomina. - Codzienne ćwiczenia głową, rękoma, nogami. Godziny za godzinami, dzień za dniem. Nie było innej opcji - opowiadają. - Sytuacja była trudna. Wiedziałam, że to wszystko wymaga wysiłku, bo inaczej będzie „pozamiatane”. Nie można było się zatrzymać. Chciałyśmy się nauczyć jak najwięcej, by później łatwiej było stawać na nogi.

Zostały w Bydgoszczy. Kasia codziennie przez kilka godzin rehabilituje się w ośrodku „Kinesis” w podbydgoskim Osielsku. - Kocham to miejsce i niesamowitych ludzi - wyznaje Kasia. Jak ćwiczy? W swoim stylu opowiedziała o tym na blogu: „Robię na ćwiczeniach rozmaite brawurowe rzeczy, tj. chodzenie dookoła kozetki z asystą, chodzenie po sali z kijem (niczym Gandalf Biały) i asystą, podnoszenie dupy leżąc na plecach na kozetce (Chodakowska pewnie ma takie ćwiczenie), wstawanie, chodzenie po schodach (to już szczyt brawury) - mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że tak zwyczajnie i po prostu zapie*dalam po stopniach”.

Po południu ćwiczą w domu.

Kasia opuszczała szpital wojskowy już lekko siedząca, ale przede wszystkim leżąca. Z Anią zastanawiały się nad ośrodkiem stacjonarnym, ale był kłopot z miejscem. Postanowiły, że wynajmą mieszkanie w Bydgoszczy i codziennie będą dojeżdżać na rehabilitację.

- Nauczyłam się jak Kasię podnieść z łóżka i posadzić na wózku - opowiada Anna. - Znalazłyśmy mieszkanie z windą i łazienką przystosowaną dla ludzi na wózkach. - I tak się zaczęło nowe życie - opowiada Anka. - Pobyt w szpitalu wydawał się trudny, ale wspólny początek w Bydgoszczy był chyba jeszcze trudniejszy! Po prostu hardcore.

28 stycznia 2020 roku, w Wydziale Ekspedycyjno-Rozdzielczym w  Lisim Ogonie odbyła się akcja zbiórki krwi dla pracowników Poczty Polskiej S.A. Była to już piąta edycja tego wydarzenia organizowanego przed siedzibą Pionu Operacji Logistycznych Regionu Dystrybucji w Bydgoszczy.Organizatorem akcji jest Sylwia Reimus, pracownik Wydziału Ekspedycyjno-Rozdzielczego w Lisim Ogonie, która również oddała krew. W tym roku do akcji dołączył też funkcjonariusz Służby Więziennej z Zakładu Karnego w Bydgoszczy Fordonie Oddział Zewnętrzny w Strzelewie, z którego do pracy w WER kierowani są osadzeni.Zarejestrowano 19 dawców, krew pełną oddało 14 osób.Organizatorzy Planujemy już kolejną akcję.

Pracownicy Poczty Polskiej oddawali krew w Lisim Ogonie [zdjęcia]

O zmaganiach Katarzyny każdy może przeczytać na blogu i w mediach społecznościowych. Wylew zmienił Katarzynę fizycznie, ale nie zlikwidował jej ciętego języka. Bez specjalnego certolenia opowiada o sobie. Kiedy czytając miała problem z przewracaniem stron w książce (spróbujcie czytać z jedną w miarę sprawną ręką) pomógł czytnik.

Na razie dziewczyny utrzymują się z pieniędzy zarobionych na Islandii, ale one się kończą. Fundacja finansuje rehabilitację Katarzyny. Dziewczyny organizują festyny, zbiórki (strona na #FB „Wspieram Dziewczyny”). Anka sprzedaje islandzkie zdjęcia Kasi, która nie otrzymała polskiej renty, ale właśnie dostały wiadomość, że zostanie jej przyznana renta islandzka. - Nie możemy pójść do pracy, ale chcemy dać coś od siebie tym, którzy nas wspierają - mówią dziewczyny. - Planujemy uruchomienie kanału na YouTube z informacjami o osobach niepełnosprawnych.

Od kilku miesięcy Katarzyna już dość dobrze mówi. Wcześniej miała problem z pamięcią, z dobieraniem słów, które wychodziły z niej po cichu i powoli. Dziewczyny przyznają, że choć media społecznościowe dla niektórych mogą być przekleństwem dzisiejszych czasów, to osobom niepełnosprawnym ułatwiają kontakt.

Aparat fotograficzny czeka na większą sprawność Kaśki.

- Jeszcze trochę, jeszcze trochę - uśmiecha się z wózka Katarzyna.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska