Walne zebranie członków klubu ujawniło smutną prawdę o kondycji toruńskiego hokeja. Prezes Marek Sokołowski cały rok tłumaczył cięcia kadrowe i słabsze wyniki koniecznością oszczędzania i spłaty długów z poprzednich lat. Efekty są mizerne: osłabiona drużyna spadła z ekstraklasy, a zaległości nie udało się spłacić niemal wcale. Z raportu finansowego komisji rewizyjnej wynika, że zarząd w pierwszym roku kadencji uregulował zaległości w kwocie 286 397,32 zł, ale w tym czasie powstały nowe zobowiązania w kwocie 285 399,41 zł. W sumie zadłużenie TKH sięga 1,5 mln zł. To niewiele mniej niż ostatnio wynosił roczny budżet klubu.
A skąd kapitał?
Jak zagramy w lidze?
PZHL ustalił szczegółowe zasady kontraktowania obcokrajowców w obu ligach. Ustalono, że w jednej drużynie PLH może występować trzech graczy, a w I lidze dwóch. Ponadto może dodatkowo występować trzech zawodników polskiego pochodzenia lub obcokrajowców spełniających następujące warunki: co najmniej jeden rozegrany sezon w PLH; przedstawią dokument właściwego Urzędu Wojewódzkiego o przyjęciu kompletnego wniosku o nadanie obywatelstwa polskiego; w momencie składania wniosku o nadania obywatelstwa nie ukończyli 30 lat; klub odpowiedni wniosek zgłosi najpóźniej _do 15 sierpnia.
Ratunkiem dla toruńskiego hokeja ma być powołanie spółki akcyjnej, a inicjatorem przedsięwzięcia jest magistrat. Miejscy urzędnicy powołują się na przykład klubu żużlowego. Cztery lata temu stowarzyszenie KS Apator było w podobnie trudnej sytuacji i wtedy powołano spółkę akcyjną, która dziś z wielkim powodzeniem prowadzi drużynę. Jest jednak istotna różnica: klub żużlowy miał inwestora w osobie Romana Karkosika, który z miejsca spłacił ok. 2 mln złotych długu oraz zapewnił nowej spółce odpowiedni kapitał startowy.
W przypadku TKH nie ma co marzyć o takiej komfortowej sytuacji. Magistrat prowadzi rozmowy z firmami, które do tej sponsorowały hokejowe stowarzyszenie. Rezultaty na razie są znikome.
Trudno się jednak temu dziwić. Z ramienia klubu działania zmierzające do powołania spółki akcyjnej mają koordynować Jacek Warczygłowa, Ignacy Krasicki (prezes MKS Sokoły) i działacz PZHL Ryszard Molewski. Dwaj pierwsi współodpowiadają za tragiczną sytuację hokeja i trudno oczekiwać, aby wzbudzili zaufanie potencjalnych inwestorów. To kolejna różnicą w porównaniu o przekształceń żużlowych. Na Broniewskiego podziękowano działaczom stowarzyszenia, a władze w spółce przejęli zawodowi menedżerowie.
Na początek miasto, według nieoficjalnych informacji, zadeklarowało 750 tys. zł, jako swój wkład w spółkę. - Nie możemy pozwolić na upadek hokeja w Toruniu. W takiej sytuacji okazałoby się, że wszystkie nasze inwestycje w ostatnich latach nie miałyby sensu - tłumaczy Jarosław Więckowski, dyrektor Wydziału Sportu i Rekreacji UM.
Sokoły w lidze?
Tymczasem drużyna jest coraz słabsza. Na przeprowadzkę do Sanoka zdecydował się Michał Plaskiewicz, wychowanek klubu i jego najlepszy bramkarz od kilku sezonów. Hokeista podkreślił, że zależało mu na grze w ekstraklasie, ale przy okazji przyznał, że nikt z klubu z nim się nie kontaktował od zakończenia sezonu. Na propozycje działaczy czekają inni liderzy zespołu, m.in. Jarosław Dołęga, Arkadiusz Marmurowicz czy Zoltan Kubat. Ale z pewnością nie będą czekać wiecznie, a bardzo trudno będzie znaleźć zastępców, którzy zagwarantują walkę o awans do ekstraklasy już w najbliższym sezonie.
Na reanimację Toruńskiego Klubu Hokejowego nikt nie ma już większych nadziei. Nawet zarząd klubu. Jeszcze przed walnym z pracy zrezygnował Ryszard Marmurowicz (chce się procesować z jedną z gazet). Dla niego akurat to nie pierwszyzna: w podobnych okolicznościach żegnał się z TTH Toruń pod koniec lat 90.
Równolegle z procesem tworzenia spółki będzie przygotowany drugi wariant. W ostatecznością drużynę do I ligi zgłoszą MKS Sokoły, które mają przynajmniej czystą sytuację finansową. Co w takim razie stanie się ze zobowiązaniami finansowymi TKH?