Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To mogło się udać tylko w Toruniu

ROZMAWIAŁA KAMILA MRÓZ [email protected]
Lucjan Broniewicz to typ menedżera - kreatora
Lucjan Broniewicz to typ menedżera - kreatora Fot. Lech Kamiński
Rozmowa z Lucjanem Broniewiczem dyrektorem Planetarium w Toruniu
Stanisław Rokita, Bogdan Pater i Jerzy Rafalski z Planetarium związani są od samego początku

Stanisław Rokita, Bogdan Pater i Jerzy Rafalski z Planetarium związani są od samego początku

Stanisław Rokita, Bogdan Pater i Jerzy Rafalski z Planetarium związani są od samego początku

- Jak się "robi" najlepsze Planetarium w Polsce?

- Na co dzień nie zastanawiamy się nad takimi sprawami, po prostu pracujemy. Ale rocznice, rzeczywiście, skłaniają do tego, żeby patrzeć wstecz. Powiedziałbym tak, uśmiechając się trochę, że cały czas czujemy wiatr w żagle. Gdy ponad 15 lat temu przejmowałem Planetarium od budowlańców, przyjąłem, że jeśli gdzieś ma to się udać, to tylko w Toruniu. Jestem spoza niego, co pozwoliło mi spoglądać na nie oczami turysty. Zawsze widziałem go jako cudowne, piękne miasto, które kojarzyło mi się z gotykiem, piernikami i Kopernikiem, a Kopernik jest dla mnie "polskim świętym naukowym", którego warto odwiedzić. Po 15 latach myślę tak nadal. Miasto jest coraz piękniejsze, a Kopernik - jak wino - im starszy, tym lepszy.

- Czyli to zasługa Torunia?

- 51 proc. tego, że nam się udaje, to właśnie zasługa miasta i lokalizacji Planetarium na Starówce. Pozostałe 49 procent podzieliłbym na dwie części, do pierwszej zaliczam zespół. Tym bardziej, że nikt z nas wcześniej nie pracował w żadnym planetarium. Wzorce moglibyśmy czerpać z polskich planetariów, ale były one o jakieś 15 lat przestarzałe w stosunku do niemieckich czy holenderskich. Byliśmy młodzi i pełni zapału. Nasi astronomowie Jerzy Rafalski i Stanisław Rokita dopiero kończyli studia. Sam miałem 32 lata, co okazało się atrybutem, bo młody człowiek nie obawia się wyzwań. Dzisiaj byłbym dużo bardziej ostrożny. Ryzykowaliśmy, choć mieliśmy pewność, że gdyby nie wyszło, to za jakiś czas miasto nas wesprze. Muszę jeszcze powiedzieć o Bogdanie Paterze - talencie, potrafiącym zrobić wszystko z niczego, to nasza "platynowa rączka" ze złotym sercem. Z tą podstawową grupą ludzi odwiedzaliśmy zagraniczne planetaria i podglądaliśmy jak inni je "robią". Z nadzieją, że zrobimy to nie gorzej, ale na pewno dużo taniej.

- Planetarium powstawało na początku lat 90. w trudnych czasach reform, brakowało pieniędzy na wszystko, wiedzieliście, że nie możecie liczyć na wsparcie finansowe od miasta.

- Wiedzieliśmy i rozumieliśmy to. Sam, gdybym miał do wyboru przeznaczyć pieniądze na szpital, szkołę lub planetarium, to wydałbym je na szkołę i szpital. W tych czasach dachy w szkołach były dziurawe i brakowało kredy, a w szpitalach ludzie leżeli na korytarzach.

- Jakieś pieniądze musieliście jednak mieć.

- I to jest dokończenie odpowiedzi na pierwsze pytanie. Bo przede wszystkim mieliśmy dużo szczęścia. W 1990 roku powstała Fundacja Przyjaciół i Muzeum Mikołaja Kopernika, aby wspierać powstanie planetarium przy Domu Kopernika, należącym do Muzeum Okręgowego. A że czasy były trudne, więc jego dyrektor, patrząc na doświadczenia olsztyńskie i wiedząc, ile to kosztuje, ostatecznie zrezygnował z utworzenia i prowadzenia planetarium. Na placu boju pozostała ta niewielka fundacja. I wtedy po raz pierwszy uśmiechnęło się do nas szczęście. Dzięki staraniom Niny Mazurkiewicz udało nam się uzyskać 4,4 miliardy starych złotych z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Potem okazało się, że za złożenie aparatury, którą mieliśmy dostać, a która przeleżała w skrzyniach 20 lat, Zeiss zażądał 10 proc. wartości nowej aparatury. Doliczając pracę i hotele kosztowałoby nas to wszystko ok. 1,5 milarda starych złotych i nie otrzymalibyśmy gwarancji, że 20-letni projektor będzie pracować prawidłowo.

- Zrezygnowaliście?

- Zrezygnowaliśmy. I znowu zaryzykowaliśmy. Prawdopodobnie pierwszy raz w historii Zeissa jego aparaturę złożył ktoś inny. Zaprosiliśmy do tego Ślązaków z chorzowskiego planetarium i zapłaciliśmy 11 razy taniej. Bardzo szybko zdecydowaliśmy, że na tym nie można poprzestać. W związku z tym zaczęliśmy wyjeżdżać za granicę, aby nauczyć się nowoczesnych technologii. Mówię o 360 -stopniowych panoramach uzyskiwanych z rzutników slajdów i pełnym pokryciu kopuły (tzw. all sky) oraz ruchomych obrazach z projektorów wideo.

- To był standard dla Europy Zachodniej?

- Tak, Polska była w tyle. Z innymi planetariami łączyło nas to, że realizowaliśmy cele edukacyjne, ale zarządzać musieliśmy, korzystając z wielu doświadczeń firm komercyjnych. Dlatego każdą złotówkę oglądaliśmy kilka razy. Przypomnę, jako fundacja nie nastawiamy się na zysk, ale musimy się rozwijać i osiągać kolejne cele zapisane w naszej strategii. Z oszczędności zbudowaliśmy Orbitarium.

- Orbitarium - miejsce, gdzie Kosmos jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, również stworzyliście sami, bez pomocy fachowych firm, które tym się zajmują.

- Scenariusz dla tej interaktywnej wystawy stworzył nasz astronom Jerzy Rafalski a filarem budowy był Bogdan Pater, wspomogli go informatyk, modelarz, elektronik. Gdybyśmy zamówili specjalistyczne zachodnie firmy, kosztowałoby to nas od trzech do pięciu razy więcej. Zaprzyjaźniliśmy się też z architektem Andrzejem Ryczkiem - torunianinem mieszkającym w Stanach, który zaaranżował nam wnętrze. Gdy nasi goście wchodzą do Orbitarium, to chcemy, aby zapomnieli, że są w budynku i czuli się tak, jakby znaleźli się na stacji kosmicznej. Udało nam się też trafić na świetny toruński zakład ślusarski - jego właściciel z metalu potrafi zrobić wszystko. Więc to jest to szczęście, robisz taniej, bo trafiasz na właściwych ludzi.

- Najpierw było Planetarium, potem Orbitarium, teraz pracujecie nad Geodium, czyli interaktywną wystawą o Ziemi i jej zjawiskach.

- I, dodajmy, wyremontowany w roku ubiegłym przez miasto, Domek Gazownika. W nim będą odbywały się spotkania z uczonymi. Chcemy tam realizować różne projekty, np. wypracowanie mówienia takim językiem o wszechświecie, żeby trafiał także do humanistów, w sposób niebanalny, nie spłycony, a jednocześnie prawdziwy. Geodium znajdzie się na parterze rozbudowanego w naszym sąsiedztwie domu parafialnego przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Te wszystkie elementy składają się na Centrum Popularyzacji Kosmosu - "Planetarium".

- Kiedy Geodium będzie gotowe?

- W czasie kryzysu musimy ostrożnie wydawać pieniądze, więc zakładam też ostrożnie, że potrwa to od 14 do 24 miesięcy.

- Jesteście przecież jedynym samofinansującym się planetarium w Polsce.

- Może i w Europie. Teraz nie jestem tego pewien, ale na pewno było tak w okresie pierwszych 10 lat naszej działalności. Powiem ciekawostkę. Na początku spotkałem się z dyrektorem planetarium w Sztuttgarcie, który trzy razy pytał mnie, jak działamy. Bo gdy mówiłem, że sami się finansujemy, sądził, że nie rozumiemy się językowo. Planetaria są instytucją dobra publicznego, dlatego finansowane są, szczególnie te średnie i duże, z pieniędzy publicznych. My po prostu musieliśmy sobie poradzić - nazywam to eksperymentem toruńskim. Potrzeba jest matką wynalazku.

- Czy ktoś podejmował podobne próby?

- W Polsce na pewno nie. W Europie w ciągu ostatnich lat zaczyna się poszukiwać rozwiązań mniej obciążających budżet. Gdy zaczynaliśmy, zarządzający niemieckimi planetariami uważali, że planetarium jest w stanie pokryć samodzielnie swoje potrzeby w 30 proc. Kilka lat temu w Belgii usłyszałem, że dobrze zarządzane Sine Center, czyli takie nasze Centrum Popularyzacji Kosmosu, może być samowystarczalne w 60 proc.

- Planetarium odwiedziło ponad 2,2 mln osób, na swoim koncie macie ponad 50 autorskich seansów. Jest się czym pochwalić, ale tym bardziej trzeba uważać na konkurencję. Co planujecie, aby nie utracić pozycji lidera?

- Wyznajemy krzyżacką zasadę - krok za krokiem. Nie wymyślono jeszcze lepszego sposobu na popularyzację kosmosu niż planetarium. Standardem w polskich planetariach było kiedyś tworzenie jednego seansu raz na 3-4 lata. My, jako pierwsi zastosowaliśmy inne technologie, tworzyliśmy więcej seansów. Teraz czeka nas kolejna zmiana. Mamy pełne pokrycie kopuły, ale generalnie obrazem nieruchomym, choć dysponujemy też ruchomym projektorem wideo. Dziś w najbogatszych państwach all sky zaczyna być ruchomy. Nie byłoby dobrze, aby Toruń, który aspiruje do Cosmopolis w tej dziedzinie spadł do drugiej ligi. Najpóźniej na 20-lecie chcielibyśmy dysponować cyfrową aparaturą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska