Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tony, miłość Tomka czyli być jak Rickardsson

ADAM WILLMA [email protected]
Tomek wśród swoich zbiorów
Tomek wśród swoich zbiorów fot. Adam Willma
Spotkanie z Tonym Rickardssonem to marzenie życia Tomka. Na razie poświęcił mu swoje prywatne muzeum.

Pamięta co do minuty, kiedy w jego życiu pojawił się Rickardsson - 20 sierpnia 1994 roku. Dokładnie o godzinie 22.01, kiedy zakończyły się zawody w duńskim Vojens.

- Oniemiałem. Tego dnia Nielsen, dotychczasowy król żużla musiał przekazać koronę nowemu królowi. Rickardsson w swoim fioletowym kombinezonie jechał tak, jakby był z innego świata. Tak zaczął się pierwszy etap mojej fascynacji - Tomek zawiesza wzrok na żółto-niebieskim kombinezonie zdobiącym ścianę po przeciwległej stronie biurka.

Biuro swojej hurtowni z chemią gospodarczą zamienił w muzeum poświęcone żużlowcowi. Nie tylko dostawcy, ale i żużlowcy, którzy wpadają do Łysomic, nie mogą uwierzyć w to, co widzą za progiem.

Człowiek z kosmosu

W roku 1994 chłopak z toruńskiego Rubinkowa kontakt z mistrzem miał jedynie za pośrednictwem gazet:

- Zbierałem wycinki z "Tygodnika Żużlowego" i układałem je chronologicznie. Starałem się wiedzieć o nim wszystko. Im więcej wiedziałem, tym większą miałem pewność, że pojawił się żużlowiec, jakiego świat wcześniej nie widział. To nie było tylko wyobrażenie, w 1990 roku, jako młody chłopak zapisałem się do szkółki żużlowej, ale w krótkim czasie, po wypadku i skasowaniu motocykla, zrezygnowałem. Tamte doświadczenia pozwalają mi na obiektywną ocenę.

Przeczytaj też: Tony Rickardsson: By osiągnąć sukces musisz myśleć o żużlu, jeść żużel, a nawet srać żużlem. Czy Darcy Ward weźmie sobie do serca jego słowa?

Etap drugi fascynacji Tomka Szmańdy Rickardssonem rozpoczął się wraz z pojawieniem szwedzkiego żużlowca w Polsce, z początku w barwach Unii Tarnów.

Nie zapomnę, jak przyjechał na mecz ligowy do Torunia. Jeździł zupełnie inaczej niż wszyscy - "na dzika". Wyprzedzał po wewnętrznej i zewnętrznej, kończył nawet kilkadziesiąt metrów przed innymi. Już wtedy ludzie podejrzewali go o stosowanie kosmicznych technologii.

Popiersie wróciło do domu

Gdy w 2001 roku Rickardsson zaczął jeździć w żółto-niebieskich barwach toruńskiego Apatora, Tomek nie marnował czasu. Uciekał z lekcji, w strugach deszczu stał przy parkingu i lustrował pracę mechaników. Ale tylko przez barierkę, bo świat sportowców to przestrzeń niedostępna dla zwykłego kibica.

Dopiero w 2005 roku ten świat uchylił dla Tomka drzwi. Szacuje, że w tym roku zaczął się trzeci etap jego fascynacji.

- Poznałem Pawła, mechanika Adriana Miedzińskiego. Okazało się, że to sąsiad z Rubinkowa Zdradził mi wiele technicznych tajników, bez niego moja pasja nigdy by się nie rozwinęła. Ale nigdy nie miałem sposobności zbliżyć się do samego Rickardssona.

Rok 2006 miał być przełomem. Szwed zapowiedział koniec kariery, a w Tarnowie z tej okazji zorganizowano zawody "Final Lap".

- To była ostatnia szansa, żeby spotkać się z nim osobiście - wspomina Tomek. - Postanowiłem, że sprawię mu prezent, jakiego nigdy wcześniej nie dostał.

U znajomego z wydziału sztuk pięknych UMK Szmańda zamówił popiersie Rickardssona, rzeźbiarz pracował nad nim miesiąc.

Do Tarnowa Tomek pojechał z kolegą. No i pech - w drodze zepsuł im się samochód.

- Udało nam się wreszcie złapać jakąś ciężarówkę. Siedziałem w tym jelczu trzymając 20-kilogramową rzeźbę w rękach, ale do stadionu dotarliśmy dopiero o drugiej w nocy, kiedy już nikogo tam nie było. Było mi zwyczajnie przykro. Zabrałem popiersie i wróciłem do domu - wspomina Tomek. - Rzeźba czeka cały czas na strychu, a ja zamówiłem u rzeźbiarza drugą, żeby widzieć go w biurze na co dzień.

W skórze Tony'ego

Brakowało mu jednak jakiejś pamiątki po Rickardssonie.

Z tego braku narodził się pomysł zrekonstruowania motocykla, którym w sezonie 2002 jeździł Szwed. Szmańda kupił starą Jawę, która z pieczołowitością zaczął upodabniać do motocykla Rickardssona. To była tytaniczna praca, bo silnik był w rozsypce, a poza ramą niemal wszystko trzeba było dorobić.

Wraz z kolegą mechanikiem obejrzeli tysiące zdjęć, ale niektóre detale dostrzegli dopiero na filmowych stopklatkach. Błotniki z oryginalnym brokatowym wzorem wykonała firma z Leszna, fachowcy z Częstochowy skopiowali osłonki na motocykl.

- Można powiedzieć, że jest prawie identyczny - nie kryje dumy Tomek. - Tylko silnik jest od Jawy, a w tamtym czasie Tony jeździł już na GM.

Gdy motocykl ożył, Tomek nie mógł zmarnować takiej okazji. Wydzierżawił od gminy żużlową bieżnię wokół boiska w Łysomicach, usunął chwasty, wygładził nierówności na szutrach. Do kompletu zamówił kopię kombinezonu swojego idola.

- Kilka razy w roku przebieram się za Rickardssona i jeżdżę. Publiczności mam może ze cztery osoby - śmieje się Szmańda zakładając kombinezon. - Ale gdy przebieram się za Rickardssona, natychmiast wyciszają się moje emocje i znika stres.

Słowa z buta

Drobiazgi związane z Rickardssonem Tomek wyszukiwał na serwisach aukcyjnych, ale w rosnącej kolekcji nie było eksponatów należących do 6-krotnego mistrza świata. Z pomocą znowu przyszedł Paweł - zadzwonił do swojego szwedzkiego kolegi, który pracował u Rickardssona. W ten sposób do muzeum Szmańdy trafiły oryginalne buty gogle i sportowe skarpety Tony'ego. Z imienną dedykacją od właściciela. Inskrypcję z buta Tomek kazał nanieść na ścianę swojego biura.
Tomek: - Te buty były początkiem prawdziwej kolekcji.

Znajomości w światku mechaników żużlowych przyniosły efekty. Na ścianach łysomickiej hurtowni zaczęło przybywać eksponatów - pojawiły się inne pary oryginalnych butów, kombinezony, plastrony i kilka par gogli mistrza. Telefon komórkowy nie należał co prawda do Rickardssona, ale - jak zapewnia Tomek - żużlowiec używał identycznego modelu w 1998 roku.

Tonacja kolorystyczna biura utrzymana jest w żółto-niebieskich barwach. Na fotelu i krzesłach wyszyto logo z nazwiskiem żużlowca, a jego oblicze spoziera nawet z okiennej rolety Na przeciwległej ścianie stanęła replika drugiego motocykla, tym razem tego, na którym Szwed zdobył mistrzostwo w 2001 roku.

Mój kawałek świata

- Planuję zebranie kopii wszystkich sześciu motocykli, na których Rickardsson tryumfował - Szmańda pogrąża się w marzeniach. - Kiedyś tego dokonam. Bo dzięki Rickardssonowi stałem się innym, lepszym człowiekiem. Staram się do wszystkiego podchodzić perfekcyjnie i profesjonalnie - tak jak on.

Niektóre z pamiątek pozostają tylko w sferze marzeń. Na przykład kaski mistrza. Oryginały znalazły się w domowej kolekcji samego Rickardssona. Część pamiątek wymiata z rynku kolekcjoner ze Szwecji, który utworzył własne muzeum geniusza czarnego sportu w Avesta, jego rodzinnym mieście. Szmańda zamówił więc kopie wykonane przez fachowców, którzy pracują przy zdobieniu oryginalnych żużlowych kasków.

Tomek: - Z początku żona miała pretensję, że przez swoją pasję żużlową zaniedbuję rodzinę, ale dziś mnie wspiera. Zrozumiała, że nic złego nie robię, chcę mieć tylko czasami kawałek swojego świata. Z synami oczywiście chodzę na żużel, ale nie wyobrażam ich sobie na torze. To zbyt niebezpieczny sport, o czym sam miałem okazję się przekonać.

Ponad prawa fizyki

Sam Rickardsson od lat nie wsiada na żużlowy motocykl. Pracuje jako menedżer w firmie handlującej tytoniem. Tomek śledzi jego poczynania - to czwarty etap pasji.

- Jak zwykle nie zawiódł mnie - podkreśla. - W życiu prywatnym również okazał się perfekcjonistą. Po zejściu z toru zajął drugie miejsce w szwedzkiej edycji "Tańca z gwiazdami". Zajął też drugie miejsce w wyścigach porsche.

Z materiałów filmowych, które Tomek zebrał przez lata, chciałby kiedyś zmontować film o Tonym.
- Przychodzę do biura zwykle późnym wieczorem, gdy żona i dzieci już śpią - mówi. - Mam nagrania niemal wszystkich zawodów, w których Rickardsson wziął udział. Niektóre wyścigi oglądałem setki razy i do dziś nie mogę zrozumieć, jak ten człowiek mógł pokonać prawa fizyki. Gdy oglądam te filmy, mam wrażenie, że to dzieje się tu i teraz. Zastanawiam się się nad słowami wypowiedzianymi przez Tony'ego po zakończeniu kariery - "zrobiłem wszystko, co było do zrobienia w żużlu".

Szmańda się tym nie zgadza. Uważa, że Rickardsson mógłby zdobyć jeszcze niejedno mistrzostwo.

Gdybym go spotkał
Z samym Rickardssonem Tomek nigdy nie miał okazji się spotkać, choć to jego największe życiowe marzenie Czasem zastanawia się, jakby to to było, gdyby Tony stanął w drzwiach jego hurtowni. - Pewnie odjęłoby mi mowę - przypuszcza.

Ale Rickardsson wie o jego istnieniu. Niedawno Szmańda zrobił zdjęcia swojej kolekcji, poskładał je w album i przez Pawła wręczył żużlowcowi w Szwecji.

Rickardsson nie powiedział ani słowa. Tylko z niedowierzaniem kiwał głową.
Udostępnij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska