To typowe dla takich środowisk - żaden z kilkunastu wyborców pytanych przez "Pomorską", na kogo głosował, nie chciał tego powiedzieć. I tylko niektórzy podali swoje nazwisko. - To rzeczywiście dziwne środowisko i dziwni ludzie - powiedział mi młody człowiek, też nie podając swego nazwiska, który ma za sobą nieudany start w wyborach.
Nie miał powodów do zadowolenia odchodzący wójt, Henryk Orłowski, jeden z największych pechowców tych wyborów, który w pierwszej turze otrzymał równo 50 procent głosów.
Wczoraj w Topólce nic nie wskazywało na to, że druga tura wywołuje jakieś większe emocje. Żadnych plakatów, banerów, ulotek...
Na niezwykle starannie odśnieżony parking przed Gminnym Ośrodkiem Kultury, gdzie swoją siedzibę miała obwodowa komisja wyborcza, podjeżdżali wyborcy. Wśród nich Izabela i Adam Matusiak z Czamanina, młodzi ludzie, którzy w gminie Topólka są od pięciu lat i chwalą sobie ten wybór. Tradycyjnie, na pytanie, na kogo oddali głosy, zgodnie odpowiedzieli: - Na tego lepszego!
Który z kandydatów był tym lepszym? Henryk Orłowski, czy Marek Dybowski? Obaj z dużym doświadczeniem samorządowym - pierwszy na stanowisku wójta, drugi - w samorządzie powiatowym.
Programy i zamierzenia - czyli obietnice wyborcze bardzo podobne - budowa dróg, oczyszczalni ścieków, boisk sportowych, itp. - Ale jeden już się nawójtował, to może niech spróbuje ten drugi - dorzucił wspomniany na początku starszy pan...
W tym momencie przerywamy rozmowę, bo przecież jest cisza wyborcza i nie możemy wprost agitować za konkretnym kandydatem. Nawet jeśli naprawdę wyborcy w Topólce są "dziwni", to i tak sami wybiorą swojego wójta.