Proces Wiesława L., byłego komendanta straży miejskiej w Toruniu wrócił wczoraj na wokandę po apelacji, którą złożył obrońca eksmundurowego oraz prokuratura.
Przypomnijmy: były szef strażników miejskich został oskarżony o przekroczenie swoich uprawnień. Sąd uznał go winnym, ale umorzył warunkowo sprawę na dwa lata, biorąc pod uwagę dobrą opinię, jaką cieszył się Wiesław L. Sędzia nie zdecydował przy tym, czy były komendant podczas grudniowej awantury występował jako funkcjonariusz publiczny, nie odtworzył również na sali sądowej nagrania z monitoringu.
Czytaj: Szef straży miejskiej z Torunia stanął przed sądem
Chodzi o wydarzenia z grudniowej nocy 2008 roku. Municypalni interweniowali wtedy na toruńskiej Starówce, a ich szef przyłączył się do nich. Prokuratura oskarżyła go o to, że kopnął jednego z legitymowanych przez strażników mężczyzn. Był w cywilu i - jak zeznali świadkowie - pijany.
Temu ostatniemu Wiesław L. stanowczo zaprzeczał i do tej części oskarżenia odniósł się wczoraj, podczas posiedzenia otwierającego jego powtórny proces. - Prokuratura uznała, że byłem "po spożyciu alkoholu", opierając się wyłącznie na zeznaniach świadków - mówił. - Ten termin oznacza, że miałem od 0,2 do 0,5 promili alkoholu. Ale dlaczego nie np. 1,9 promila? Skąd prokurator może to wiedzieć, skoro nie było badania alkomatem?
Były szef toruńskich strażników zarzucił śledczym także to, że nie wzięli pod uwagę wszystkich wersji wydarzeń, tylko od razu założyli, że - skoro świadkowie mówili, że sprawiał wrażenie pijanego - to rzeczywiście był pijany. Tymczasem sytuacja mogła zdaniem Wiesława L. mogła wyglądać zupełnie inaczej.
- Mogłem zażyć wcześniej leki psychotropowe albo przeciwdepresyjne i popić je szklanką piwa - wyliczał. - Nie przekroczyłbym wtedy poziomu 0,2 promila we krwi, ale moja sprawność psychofizyczna byłaby znacznie obniżona.
Kolejna wersja? Komendant był wcześniej na imprezie. Ktoś mu mógł dosypać czegoś do jednego piwa, czasem to się w knajpach przecież zdarza. Ale to nie koniec. - Mogłem na przykład zapalić trawkę, choć nie zażywam narkotyków - przekonywał Wiesław L. - Nieprzyzwyczajony do tego organizm zareagowałby podobnie jak na alkohol.
Niestety tego, czy były szef municypalnych rzeczywiście wypalił feralnego wieczoru marihuanę, prawdopodobnie się nie dowiemy. Wiesław L. odmówił bowiem odpowiedzi na pytania sądu i prokuratura (odpowiedzi na pytania swojego obrońcy na razie nie wykluczył).
Czytaj: Skandal w toruńskiej straży miejskiej: komendant przekroczył uprawnienia
Podobnie jak podczas pierwszego procesu komendant nie przyznał się do winy. Podtrzymał też swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w których drobiazgowo wyłuszczał, że podczas interwencji nie był funkcjonariuszem publicznym, tylko szefem jednostki organizacyjnej magistratu, jaką jest straż miejska. A skoro nie był funkcjonariuszem, to nie mógł przekroczyć uprawnień tegoż.
Nic jednak tego wieczoru nie stało na przeszkodzie, by komendant włączył się do interwencji swoich podwładnych - twierdzi nadal Wiesław L utrzymując, że miał prawo skontrolować strażników nawet po cywilnemu.
Kolejna rozprawa w sierpniu.
Czytaj e-wydanie »