Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruń. Strażnicy miejscy zaczęli zeznawać. Na ławie oskarżonych siedział ich przełożony

(awe)
Proces w sprawie Wiesława Lewandowskiego, komendanta straży miejskiej, trwa
Proces w sprawie Wiesława Lewandowskiego, komendanta straży miejskiej, trwa archiwum / Lech Kamiński
- Dla mnie było jasne, że komendant jest pod wpływem alkoholu - mówił Witold W., strażnik z 15-letnim stażem.

- Komendant gestykulował, głośno komentował sytuację, krzyczał: "jak ty stoisz", jednego mężczyznę kopnął w kostkę - zeznawał we wtorek w Toruniu strażnik, opisując interwencję z grudnia 2008 roku.

Przypomnijmy: prokuratura oskarża Wiesława Lewandowskiego, szefa straży miejskiej, że w trakcie tej właśnie interwencji przekroczył swoje uprawnienia. Poza kopnięciem legitymowanego komendant miał kazać dyżurnemu zawrócić radiowóz i zwolnić osoby, które miały trafić do izby wytrzeźwień, a później samemu rozpoznać zażalenie na tę interwencję.

Lekkie kopnięcie w łydkę lub w tyłek

Wczoraj przed sądem stanęło czterech strażników, którzy brali udział w grudniowym zdarzeniu. Wszyscy byli zgodni co do jednego: komendant brał w nim udział. Jaki? Tu świadkowie nie są stuprocentowo zgodni.

Przeczytaj również: Szef straży miejskiej z Torunia stanął przed sądem.

Wszyscy strażnicy zeznali, że ich szef kopnął jednego z legitymowanych na Placu Teatralnym mężczyzn. Nie byli jednak zgodni, w jaką część ciała: jedni mówili o kostce, inni o pośladkach. - To nie było mocne kopnięcie - podkreślał Marcin G., strażnik, który miał wtedy patrol. - Raczej trącenie stopą, bez wymachu.

Większość municypalnych przyznała również, że ich zdaniem Lewandowski sprawiał wrażenie nietrzeźwego. Choć inni podkreślali, że mógł być tylko zmęczony. - Nie był upojony alkoholem, ale moim zdaniem miał wypite - ocenił Witold W., strażnik, który już po całym zajściu odwoził jednego z zatrzymanych do izby wytrzeźwień.

Nie dowiózł go tam jednak, bo dyżurny nakazał mu zawrócić i odstawić mężczyznę z powrotem na Plac Teatralny. Jak twierdzą strażnicy - na polecenie komendanta, którego z kolei prosiła o to znajoma zatrzymanego mężczyzny. - Kiedy wypuściliśmy okazało się, że dziewczynie chodziło o kogoś innego - zeznawał Witold W. - A zatrzymany w końcu wsiadł do taksówki i odjechał.

Telefon - niebezpieczne narzędzie?

Pojawił się też wątek telefonu, który - jak zeznali strażnicy - komendant wyrwał jednemu z legitymowanych. - Wydaje mi się, że ten mężczyzna po prostu nagrywał komórką całe zajście - mówił jeden ze świadków.

Obrońca komendanta, Jacek Krężelewski, dopytywał, czy telefon może być uznany za niebezpiecznie narzędzie w ręku legitymowanego. - Oczywiście - ripostował Tomasz Ś., strażnik. - Jak każdy przedmiot. Teoretycznie nawet ja jestem teraz niebezpieczny, bo mam pod ręką barierkę.

Pytania świadkom zadawał też Wiesław Lewandowski. Pytał o to, czy w straży zdarzają się nocne kontrole przełożonych w cywilu. Strażnicy potwierdzili, zaznaczając jednak, że są one odnotowywane. Komendant nie przyznaje się do winy. Następna rozprawa we wrześniu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska