W drodze do pracy Andrzej Skurzewski miał poważny wypadek rowerowy. Wszystko miało miejsce przy skrzyżowaniu ulic w sąsiedztwie Specjalistycznego Szpitala Miejskiego przy ul. Batorego. Dlatego trafił właśnie tam. Na izbę przyjęć przyszedł o własnych siłach.
Jak twierdzi, pokazał rejestratorce w izbie nienaturalnie zwisającą rękę. Miała mu odpowiedzieć, że musi poczekać na lekarza albo udać się do szpitala na Bielany.
Jak się potem okazało, miał otwarte, wieloodłamowe złamanie I stopnia łokcia, a na drugi koniec miasta jechał autobusem MZK. - W szpitalu przy Batorego nie dostałem choćby temblaka na drogę - mówił potem rozżalony. Na Bielany dotarł z krwawiącą już ręką. Błyskawicznie trafił na stół operacyjny, tamtejsi lekarze trzy godziny składali mu rękę.
- Popełniliśmy błąd, ale potrafimy wyciągnąć wnioski - przyznaje Krystyna Zaleska, dyrektor Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu.
Wicedyrektor miejskiej placówki, Andrzej Przybysz do tej pory przekonywał, że doszło do nieporozumienia i pacjent zamiast poczekać na lekarza w izbie przyjęć obrócił się i wyszedł. Teraz jednak szefostwo tej lecznicy zmieniło zdanie i przeprosiło pacjenta. Wyciągnęło też wnioski. W szpitalu przy Batorego zmieniono zasady przyjmowania pacjentów w izbie przyjęć. Kontrolę w szpitalu zapowiedział kujawsko-pomorski oddział NFZ, do którego poskarżył się pacjent.
Więcej o sprawie w serwisie plus.pomorska.pl:: Szpital przyznał się do błędu