„Aksamitne Atelier” to jedno ze spełnionych marzeń pani Pauliny. Niewielki sklep prowadzi od kwietnia i jakoś sobie radzi, choć ul. Ślusarska to - jak mówi - miejsce trochę zapomniane przez Boga i ludzi. Na dwudziestu metrach kwadratowych zgromadziła tysiące przedmiotów, którymi możemy ocieplić i oswoić wnętrza naszych domów. Można tu kupić zarówno szkło, porcelanę, jak i poduszki, obrusy, bibeloty, a nawet biżuterię. - Często obserwuję zdziwienie w oczach klientów, gdy odkrywają, że w tak małym sklepie, jest tak wiele drobiazgów - mówi pani Paulina. - A gdy jeszcze wyjmuję coś zza jakiegoś kufra czy skrzyni, mają wrażenie, że wyczarowuję królika z kapelusza.
Projektowaniem wnętrz Paulina Matosek zajęła się kilka lat temu
choć od dawna drzemał w niej estetyczny potencjał. - Gdy miałam 12 lat, poprosiłam rodziców, by w ramach prezentu urodzinowego pozwolili mi wyremontować pokój - wspomina Paulina Matosek. - Trzy lata później znów zapragnęłam zmiany, więc wykleiłam go czarno-białymi gazetami. Na studiach trzy razy w roku malowałam mieszkanie i bez przerwy je upiększałam. Potem znajomi zaczęli mnie pytać o radę i tak to się zaczęło.
Ale zanim pani Paulina zajęła się na serio projektowaniem wnętrz, skończyła filologię rosyjską na UMK. Zaraz po studiach znalazła pracę w dużej firmie, gdzie zajmowała się promocją. - Miałam tam wszystko, o czym tylko można pomarzyć - mówi. - Niezłe pieniądze, perspektywy i możliwość awansu. Poczułam jednak, że chcę zrobić coś dla siebie, że potrzeba mi jeszcze czegoś.
Na realizację marzeń zdecydowała się ostatecznie po ciężkim wypadku
- Dotarło wtedy do mnie, że życie jest ulotne - wspomina pani Paulina. - Co prawda w Polsce nie ma zwyczaju częstej zmiany pracy, a ci, którzy decydują się wywrócić swoje życie do góry nogami, postrzegani są jak wariaci, ale mnie to nie zniechęciło.
Gdy otwierała „Aksamitne Atelier”, dała sobie rok. Jeśli się nie uda, z podkulonym ogonem wrócę do pracy u kogoś - myślała kilka miesięcy temu. - Teraz już wiem, że tak nie będzie - mówi z przekonaniem Paulina Matosek. - Jeśli nie powiedzie mi się w handlu, na pewno znajdę inny sposób na życie. Bo uwierzyłam, że można robić to, co się lubi. Niby wszyscy to wiedzą, ale większości z nas brakuje tej wiary.
Co prawda, jak większość kupców z okolic Rynku Nowomiejskiego, również pani Paulina boryka się z pewnymi problemami. Do tej części miasta niechętnie zaglądają turyści, zakupom nie sprzyja duża liczba banków i instytucji finansowych. - Mimo to jestem dobrej myśli - podkreśla pani Paulina. - Fundacja Stare Miasto aktywnie działa, by tę sytuację zmienić. Coraz więcej ludzi zagląda do Baja Pomorskiego, który jest w pobliżu. Żartuję sobie czasem, że w dniu premiery powinnam mieć otwarte do późna w nocy.
A co po pracy? Przede wszystkim rodzina. Pani Paulina stara się poświęcać jak najwięcej czasu najbliższym: - Dbam o to, bo wiem, że gdy praca staje się pasją, łatwo zatracić się w niej bez reszty.
