O fotografiach opowiadała na naszych łamach sama Cecylia Markiewicz. Głównymi "bohaterami" ekspozycji są jednak maski, tworzone przez Kornelię Jurkowiecką, artystkę ze Szczecina, prawdopodobnie jedyną w Polsce, która w swej twórczej pracy trzyma się osiemnastowiecznej metody wyrobu masek.
- Często pytają mnie ludzie, czy mam dużą pracownię, czy ktoś mi pomaga. Nie wierzą, że robię wszystko własnoręcznie: od rzeźby przez odlewy, nakładanie wielu warstw papieru i specjalnego kleju, po zdobienia - opowiada artystka. - To nie są maski karnawałowe, użytkowe, do założenia na twarz, ale elementy wystroju wnętrz, dekoracji. Coraz częściej pojawiają się one w prywatnych wnętrzach, w salonach wystawienniczych, biurach. Niektóre robiłam dla potrzeb teatru i filmu.
Kornelia Jurkowiecka przez wiele lat po prostu malowała. Jej obrazy wystawiane były na wielu krajowych i zagranicznych wystawach. Maskami zainteresowała się w 2000 roku, podczas pobytu u koleżanki w Izraelu. - Zachwyciły mnie. Koleżanka robiła je dla potrzeb teatru. Pokazała mi, jak je robi. Uczyłam się trzy miesiące i pokochałam ten rodzaj sztuki - nie ukrywa artystka.
Na wernisażu pokazała nie tylko maski. Wspólnie z wnuczką zatańczyła do muzyki specjalnie dla niej napisanej przez szczecińskiego kompozytora Przemysława Igla. Był to raczej taneczny spektakl niż taniec w popularnym tego słowa znaczeniu.
Na wystawie są nie tylko maski zdobione tkaniną, koralikami, cekinami, ale też ich fotografie (autorstwa Kornelii Jurkowieckiej) i miniaturki, także w formie biżuterii. W tych cudeńkach, które można nosić jako naszyjniki, niektóre maski "zatopione" są muszlach. - Ciągle szukam nowych materiałów. Przygotowuję się do zdobienia masek elementami witrażu - zdradza nam kolejny pomysł Kornelia Jurkowiecka.