13-letnia Joanna i 14-letnia Olga - harcerki z Łodzi zginęły na terenie obozu w Suszku w gminie Czersk w powiecie chojnickim podczas nawałnicy, która przeszła nad Pomorzem w nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku. Gigantyczna wichura zmiotła hektary lasu i zniszczyła obóz harcerski. Dziewczynki zostały przygniecione. Strażacy dotarli do obozu dopiero po sześciu godzinach, bo drogę odcinały im powalone drzewa. Do szpitala trafiło wówczas 37 osób.
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Słupsku, która oskarżyła trzy osoby: Andrzeja N., Włodzimierza D. oraz Mateusza I.
Oskarżeni
70-letni Andrzej N., obecnie emeryt, w sierpniu 2017 roku był dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Chojnicach. Do jego obowiązków m.in. należało przekazywanie na niższy szczebel zarządzania kryzysowego alertów pogodowych. Został oskarżony o niedopełnienie obowiązków służbowych, ponieważ nie przekazał alertu pogodowego o nadchodzącej nawałnicy. Alert otrzymał wcześniej z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku. Oskarżony przyznał, że nie przekazał go dalej.
29-letni Mateusz I., komendant obozu harcerskiego i jego zastępca 52-letni Włodzimierz D. zostali oskarżeni o umyślne narażenie uczestników obozu harcerskiego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz doprowadzenie do nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch harcerek i nieumyślnego spowodowania różnego rodzaju obrażeń ciała u kolejnych kilkudziesięciu harcerzy. Przedstawione im zarzuty dotyczyły organizacji obozu harcerskiego, w tym z niewłaściwie przeprowadzonej akcji ewakuacyjnej podczas nawałnicy. Oskarżeni nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów.
Natomiast wątek śledztwa przeciwko dwojgu synoptykom z IMGW prokuratura umorzyła.
Wyrok
W środę 23 czerwca Sąd Rejonowy Łódź-Śródmieście nieprawomocnym wyrokiem uznał, że komendanci są niewinni, ponieważ nie byli w stanie ani przewidzieć straszliwej wichury, ani zapobiec tragicznym skutkom. Natomiast w sprawie Andrzeja N., który przyznał się do winy, sąd warunkowo umorzył postępowanie na okres roku próby i orzekł wobec niego zapłatę tysiąca złotych na cele społeczne.
- O tym, czego doświadczyli i co przeżyli uczestnicy obozu najlepiej świadczą zeznania pewnej harcerki, która w świetle błyskawic będąc w lesie nie dostrzegła wokół siebie drzew. A to dlatego, że ich już nie było. Zostały powalone przez potężną wichurę. Przed sobą miała jedynie ciemności i ścianę deszczu. Był to prawdziwy armagedon – uzasadniała sędzia Anna Starczewska uzasadniając wyrok, stwierdzając, że wytyczenie i oznakowanie drogi ewakuacyjnej nic by nie pomogło, ponieważ podczas nawałnicy, w ciemnościach i wśród powalonych drzew taka droga by nie istniała, byłaby niewidoczna.
Zapowiedź apelacji
Prokuratura Okręgowa w Słupsku domagała się skazania Andrzeja N., urzędnika starostwa, na karę pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, orzeczenia wobec niego 3-letniego zakazu wykonywania zawodu związanego z ostrzeganiem meteo i zapłaty 20 tys. zł świadczenia na rzecz funduszu pomocy dla pokrzywdzonych.
Natomiast wobec komendantów żądała kar po roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, orzeczenie 3-letnich zakazów zajmowania stanowisk związanych z opieką nad dziećmi i młodzieżą oraz zapłaty po 200 tys. zł świadczenia na rzecz każdej z rodzin zmarłych harcerek.
- Prokuratura absolutnie nie zgadza się z tym wyrokiem. Będziemy pisać apelację - zapowiada Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku. - Już został złożony wniosek o sporządzenie uzasadnienia wyroku. Kształt apelacji zostanie określony po zapoznaniu się z tym uzasadnieniem. Będzie opierał się także na wykazaniu uchybień proceduralnych sądu, który nie przesłuchał blisko 350 świadków. Ich zeznania zostały jedynie ujawnione.
