Członkowie rodziny niepokoili się, że mężczyzny nie było w domu w poniedziałek (13 stycznia) o godz. 21.30. Gdy sprawdzili, że nie ma także na brzegu łodzi, a dryfuje przewrócona na Jeziorze Małym Bysławskim, zawiadomili policję.
- Nie wiemy, co się stało - zaznacza Brygida Zimnoch, rzeczniczka tucholskiej policji. - Rodzina zgłosiła w poniedziałek wieczorem, że mężczyzna nie wrócił do domu, to była godzina 21.30. Jeszcze koło godz. 19 był w domu i dokładał do pieca. Dlaczego wyszedł z domu, nic nie mówiąc rodzinie, wyjaśnią dalsze czynności i przesłuchania.
Od razu w poniedziałek wieczorem do akcji poszukiwawczej 53-letniego mężczyzny z Bysławka włączyła się straż pożarna. Przeszukiwano jezioro, ale koło godziny 1.00 w nocy zaprzestano poszukiwań. Rano strażacy ze sprzętem wrócili do akcji. Przed południem sprowadzono specjalistyczny sprzęt z komendy wojewódzkiej z Torunia. Sonar wytypował cztery miejsca do przeszukania.
Przeczytaj również: O krok od tragedii. Policjant na urlopie i strażnicy rybaccy uratowali tonących w Jeziorze Głuszyńskim
- Szukamy, nie ma przełomu w akacji. Przeszukiwaliśmy całą linię brzegową - informował z miejsca akcji Krzysztof Łangowski, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej Powiatowej Straży Pożarnej w Tucholi. - Pomoże nam specjalistyczny sprzęt.
Strażacy i płetwonurkowie przeszukiwali wytypowane miejsca, tam gdzie ewentualnie wiatr mógł przesunąć łódź. Sonar wytypował cztery miejsca, gdzie może być ciało. - Dwa miejsca zaczęliśmy sprawdzać i znaleźliśmy ciało - informuje Łangowski. - Nasza akcja na tym się skończyła. To było niedaleko miejsca, gdzie była przewrócona łódka.
Ciało zostało przewiezione na brzeg, wezwano lekarza i prokuratora. Będzie sekcja zwłok i dalsze czynności poprowadzi prokurator.
Czytaj e-wydanie »