Pasjonujące spotkanie w Miejskiej Bibliotece Publicznej z Krzysztofem Gradowskim, animatorem kultury, obecnie pracującym w Chacie Kaszubskiej w Brusach-Jagliach, autorem monumentalnej (600 stron, a mogłoby być jeszcze więcej!) pracy o pomorskiej emigracji do Brazylii. Był to jeden z punktów trwających wciąż Dni Kultury Kaszubsko-Pomorskiej, a praca Gradowskiego, mimo że nie jest nowa, po raz pierwszy została przybliżona chojniczanom.
I wzbudziła wielką ciekawość. Autor wytłumaczył, że jako dziecko spotkał się z działającym w Brazylii ks. Piotrem Wastowskim, wywodzącym się z rodziny Hamerskich z Łęga. Jako dzieciak nie przywiązywał tak bardzo wagi do tego spotkania, dopiero później otworzyły mu się oczy, z kim tak naprawdę się zetknął. - Można go porównać do Karnowskiego - tłumaczył. - To było sumienie Polaków na obczyźnie. On mówił o korzeniach, o zachowaniu tożsamości narodowej, o tym, jak ważna jest pamięć o przodkach...Palił jednego za drugim, językami to władał tyloma, co papież, wychował całe pokolenia działaczy na emigracji. Grzmiał na swoich ziomków, krzyczał na nich, ale i pocieszał, i pomagał im...Tą książką chciałem mu wystawić taki pomnik...
Gradowski ze swadą opowiadał, jak powstawała jego praca i ile ukradła mu czasu. Było to aż 9 lat, a ponieważ w 2005 r. jeszcze nie było takiego dostępu do danych, jakie są dzisiaj w internecie, więc wszystko było dość żmudne i czasochłonne.
Trzeba było prześledzić rejestry wsiadających na statek, odczytać ich nazwiska, sprawdzić narodowość, porównać z wpisami do ksiąg parafialnych, sprawdzić, gdzie mieszkali. I czy są Pomorzanami, i do jakiej grupy można ich zaliczyć? Do Kaszubów, Kociewiaków, Borowiaków?
Gradowski wytropił w badanym przez siebie okresie - II połowy XIX w. - 1559 mieszkańców Pomorza, którzy za chlebem udali się do Brazylii. W tym 555 z powiatu chojnickiego i aż 424 z parafii Łąg.
Wielkim przeżyciem dla badacza pomorskiej emigracji była korespondencja z Polski do Brazylii, bo tylko ta się zachowała. W drugą stronę było jakby gorzej, choć już po napisaniu książki do autora dotarły dwa listy...- To jest kopalnia wiedzy o tym, jak wtedy się u na żyło - podkreśla Gradowski. - Takie np. ciekawostki, że w kościele w Łęgu raczej się stało, niż siedziało, bo opłata za ławkę była bardzo słona...A każdy niemal list zaczynał się od słów „Niech będzie pochwalony...”, i to też o czymś nam mówi...
Gradowski jest pewny, że ludzi gnała na drugi koniec świata nie tylko bieda i chęć gospodarowania na swoim, wcale niemałym kawałku ziemi, ale też polityka zaborców, którzy rugowali język polski i nawet do Pierwszej Komunii dzieci uczyły się Ojcze nasz po niemiecku...
Brazylijska Polonia to trzecia co do wielkości diaspora w tamtym czasie. Tylko nieliczni wracali z tamtego raju, który kosztował ich pot i łzy, ale z czasem dochodzili do statusu społecznego, którego nigdy nie osiągnęliby na Pomorzu.