https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzy sekundy z życia łabędzia

Beata Korzeniewska
Poniedziałek godz. 22.40. Auto z łabędziami zostało  zdezynfekowane
Poniedziałek godz. 22.40. Auto z łabędziami zostało zdezynfekowane Lech Kamiński
To był ciężki wieczór i będzie niezapomnainy dla większości torunian. Bo co złego, by o ptakach z woliery mówić, trochę się wszyscy do nich przyzwyczailiśmy.

W wolierze nad Wisłą 112 łabędzi koczowało przez miesiąc. Trafiły tam, bo wykryto wśród nich zabójczego wirusa ptasiej grypy H5N1.

Jednak przyszłość miały świetlaną, bo jak zapewniał minister środowiska miały wziąć udział w eksperymencie medycznym na skalę europejską.

Przeprowadzka widmo

Właśnie w tym celu miały zostać przeniesione w inne miejsce. Na przeprowadzkę czekały 20 dni, ale sprawa nagle ucichła. Ministerstwo zmieniło zdanie i zdecydowało o pozostawieniu ptaków w Toruniu. Nikt inny zagrypionych ptaków nie chciał przyjąć.

Zostały nad Wisłą, gdzie poddano je badaniom na obecność wirusa. W wyniku testów przeprowadzonych w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach stwierdzono, że zakażone wirusem H5 są 32 łabędzie.

Pozostałe, które okazały się zdrowe odzyskały wolność. Zawirusowane czekały na decyzję.

Minister środowiska miał kilka tygodni, żeby je zabrać. Nie zrobił tego. W podjęciu decyzji pomogła woda. Na kilka godzin przed nadejściem wysokiej fali powodziowej Główny Lekarz Weterynarii podjął decyzję o uśpieniu 32 ptaków. Uczynił to na kilka godzin przed zalaniem terenu przez wezbrane wody Wisły.

Pod osłoną nocy

W poniedziałek pod osłoną nocy nieopodal woliery zebrały się niemal wszystkie służby kryzysowe miasta. Był prezydent Zaleski, komendant policji Bieńkowski, a nawet jego przełożony z Bydgoszczy. Byli strażnicy miejscy i policjanci, którzy pilnowali, by przypadkiem żaden wścibski fotoreporter nie podszedł zbyt blisko klatki.

Zastrzyk...

Przed uśpieniem ptaków woliera została przykryta czarną folią. Potem w pobliże podjechał ciemny samochód. Akcja uśmiercania trwała kilkadziesiąt minut. - Wszystko odbyło się w sposób humanitarny - mówi dr Stankiewicz. - Ptaki otrzymały zastrzyk doczaszkowy. Po trzech sekundach zasypiały. To nie było łatwe, ale nie było innego wyjścia.

Dorota Stankiewicz wykonywała polecenie służbowe w trybie natychmiastowym. Płakała. - Bardzo chciałam, żeby je zabrali - mówiła.

Wirus ptasiej grypy nie jest dla łabędzi ani wysoce zjadliwy ani bardzo zaraźliwy. Są odporne na jej objawy. Te, które zdechły i u których wykryto wirusa H5N1 wcale nie musiały paść na ptasią grypę. Pozostałe mogły żyć, ale mogły też roznosić śmiercionośnego wirusa.

Potem ptaki zostały przewiezione doz Olszówki i tam poddane utylizacji.

Tymczasem wolierę rozebrano, a teren został uprzątnięty i zdezynfekowany.

Wczoraj Powiatowa Lekarz Weterynarii zniosła obostrzenia sanitarne, które zostały wprowadzone w mieście w związku z wystąpieniem wirusa ptasiej Pogrypy. Znikają maty i strefy zagrożenia - Kontrole gospodarstw będą prowadzone regularnie - zapewniła Stankiewicz.

Po łabędzim areszcie wczoraj nie było już śladu. Jednak pamiętały o nim zdrowe łabędzie, które kręciły się w pobliżu miejsca, na którym stała woliera. Szukały partnerów, których zostawiły w klatce. Stado wchodziło w okres godowy, łączyły się pierwsze pary...

***

Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, by wspomnieć, jak Sławomir Mazurek, rzecznik Ministerstwa Środowiska głośno opowiadał o tym, że projekt badawczy, w którym wezmą udział toruńskie łabędzie, to precedens, że nikt dzikiego ptactwa chorego na ptasią grypę nie badał. Miał rację. W ten sposób - raczej nikt.


Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska