https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tu załatwiacz, słucham

Tekst i fot. Dariusz Nawrocki [email protected]
Ryszard Tarasienko zachęca, by jego numer telefonu mieć zawsze przy sobie. - Nigdy nie wiadomo, kiedy będę potrzebny - tłumaczy.
Ryszard Tarasienko zachęca, by jego numer telefonu mieć zawsze przy sobie. - Nigdy nie wiadomo, kiedy będę potrzebny - tłumaczy. fot. Dariusz Nawrocki
Jego hasło reklamowe to: "Chcesz mieć spokój, dzwoń: 502...". Gdy nazwałem go staczem, nieco się obruszył. Mówi, że jest załatwiaczem.

Zarabia przecież załatwiając ludziom wszystkie te sprawy, na które nie mają czasu.
No bo gdyby był tylko staczem, to mógłby brać wyłącznie zlecenia na stanie w kolejkach. Te oczywiście znajdą się jeszcze w przychodniach i aptekach, ale nie jest ich znowu tak dużo, by na nich oprzeć cały swój biznes. Dlatego właśnie jest załatwiaczem. - Mogę zająć kolejkę w przychodni, zarejestrować kogoś do lekarza, pojechać do urzędu złożyć wniosek, załatwić sprawę w wydziale komunikacji - wymienia. Jego hasło reklamowe to: "Chcesz mieć spokój, dzwoń: 502-288-745".

Ma dużo czasu
Ryszard Tarasienko mieszka w Inowrocławiu. Przez lata albo pracował u kogoś, albo był bez pracy. Wreszcie zaczął rozmyślać o własnej firmie. Chociaż trudno wziąć sprawy w swoje ręce, gdy ma się sprawną tylko jedną z nich.

Prawie 30 lat temu uległ wypadkowi samochodowemu. Od tego czas ma lewostronny paraliż i słabiutką rentę. Przez lata dorabiał jako stróż lub magazynier.

W PRL było mu łatwiej. W nowej Polsce już tak dobrze mu się nie żyło. - Jak mnie przyjęli do pracy, to chcieli, żebym pracował wydajniej niż zdrowy. Ciężko było - wspomina. Jego ostatni pracodawca powiedział mu, że najlepiej byłoby, jakby robił na swoim. Gdy rozmyślał nad tym, w czym jest dobry, uzmysłowił sobie, że nie ma sprawy, której nie potrafiłby załatwić. - Jestem w tym skuteczny - zapewnia.

Przez jakiś czas pracował jako wolontariusz. Nauczył się prowadzić skuteczne rozmowy z ludźmi, od których wiele zależy, czyli sponsorami. Potrafił załatwiać maskotki, kredki i farby dla dzieci oraz lodówki, pralki, meble, a nawet kryształy dla ubogich mieszkańców Inowrocławia.

Zarejestrował więc jednoosobową działalność gospodarczą i został załatwiaczem. - Ludzie, którzy pracują, często nie mają czasu na załatwienie różnych drobiazgów.

Muszą zwalniać się z pracy, by na chwilę gdzieś wyskoczyć. Z pewnością, gdyby mogli skorzystać z czyjejś pomocy, sięgnęliby po nią. Ja mogę być właśnie tą osobą, na którą zawsze można liczyć. W przeciwieństwie do nich mam dużo wolnego czasu - reklamuje swoją inicjatywę pan Rysiu.

Nie jest drogi
Bierze 8 złotych za godzinę. Reklamuje się wszędzie. Odwiedza gazety, dzwoni do telewizji, dociera do właścicieli portali internetowych, roznosi swoje wizytówki. Zachęca, by jego numer telefonu mieć zawsze przy sobie. - Nigdy nie wiadomo, kiedy będę potrzebny - tłumaczy.

Nie ma jeszcze zbyt wielu klientów. Dziennie ma góra dwa zlecenia. Bywa, że nikt nie dzwoni. Miesięcznie na razie wyciąga około 250 złotych. Niedużo, ale i niemało. - Na papierosy wystarczy. Dzięki temu renta w całości trafia na domowe potrzeby - śmieje się. Liczy jednak, że z miesiąca na miesiąc liczba klientów będzie wzrastać.

Załatwia przeróżne sprawy. Jeden klient zaprosił go do łazienki, pokazał zepsutą baterię i poprosił, by kupił identyczną. Zrobił to. Drugiemu przywiózł wniosek powypadkowy z PZU. Dla trzeciego jeździł autobusami z przebitą dętką rowerową.

Zalepił ją u fachowca, a potem widział radość ojca, który załatwił sprawę bez wychodzenia z pracy i radość syna, który znów mógł jeździć na rowerze.

Zapewnia, że nie przestraszy się zlecenia, które musiałby realizować na końcu Polski. Co prawda w Ustrzykach jeszcze nie był, ale z paczką do Włocławka już jeździł. W podróż wybrał się "na stopa", dzięki czemu pieniądze, które zaoszczędził na podróży autobusem powiększyły jego zysk.

Miał też inne zlecenia, ale nie chce zdradzać szczegółów. - Tajemnica firmy. Nawet żona nie wie o wszystkich moich zleceniach. Klienci muszą wiedzieć, że potrafię trzymać język za zębami. Pracuję na ich zaufanie - mówi z powagą.

Biuro w kieszeni
Swoje biuro nosi w kieszeni: telefon komórkowy, notes i długopis. Ma prośbę do ewentualnych klientów, by nie zniechęcali się, gdy po trzech sygnałach nie odbierze telefonu. - Gdy ma się jedną sprawną rękę, nie tak łatwo sięga się po "komórkę" - tłumaczy. Potem pojawia się drugi problem. Gdy trzyma telefon, nie może notować.

Żeby coś zanotować, musi znaleźć stolik, na którym położyłby telefon. Nie ma zestawu głośno mówiącego, więc nasłuchuje z głową niemal przytkniętą do stołu i zapisuje zlecenie. Radzi sobie.

Pan Robert chciał skorzystać z usług załatwiacza. Miał sprawę, nie miał czasu. Nie zadzwonił. - Głupio mi wysyłać niepełnosprawnego na drugi koniec miasta - tłumaczy. Pan Rysiu protestuje: - Ale właśnie tego chcę i tego potrzebuję. Proszę nie mieć żadnych oporów. Jestem szczęśliwy, że mogę być między ludźmi i coś dla nich robić. I jeszcze mi za to płacą.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska