Lata temu Zenon Śmigel pracował w jednym z lokalnych przedsiębiorstw. Żeby móc oddawać się innemu zajęciu po godzinach, musiał poprosić o zgodę szefa. - Takie wtedy były zasady. Rozmawiam więc z pracodawcą, on pyta: a co będziesz robił? Ja na to: będę szlifował bursztyn. Szef na to zrobił oczy i machnął ręką: aaa, to sobie szlifuj! - śmieje się pan Zenon.
Obróbką bursztynu zajmuje się od 30 lat. - Pasją zaraził mnie Wiesław Gołuński z Gdańska, historyk sztuki - mówi. - Kiedyś należałem nawet do spółdzielni rękodzieła artystycznego w Poznaniu, która już nie istnieje.
Kobiece dłonie do nawlekania
W jego warsztacie grudki żywicy nabierają efektownego kształtu. Stają się wisiorami, koralami, kolczykami. W tworzeniu biżuterii pomaga żona Grażyna. Przy składaniu niewielkich elementów przydają się zdolności manualne i precyzja. - Żona nawleka koraliki z maleńką dziurką. Dużo lepiej sobie z tym radzi niż ja - mówi pan Zenon.
Na pokazy i jarmarki Śmiglowie jeżdżą od 16 lat. Chrzest bojowy przeszli w Biskupinie. Tam złapali bakcyla spotkań z innymi artystami i klientami, którzy doceniają ręczną robotę. - Byliśmy już między innymi w Sztokholmie, w Luksemburgu, we Francji i ze cztery razy w Brukseli - opowiadają. Ostatnio mieszkańcy Tucholi mogli zobaczyć twórców podczas 30-lecia Muzeum Borów Tucholskich.
Tradycyjnie, ale z prądem
Pan Zenon zawsze zabiera ze sobą kawałek warsztatu - m.in. prostą maszynę do szlifowania bursztynu, napędzaną nogą - jak maszyny do szycia, które pamiętają nasze babcie.
Chętnie opowiada o tym, jak powstają ozdoby. Można też od razu kupić gotowy drobiazg na stoisku. - Wszystkie przedmioty wyszły z mojego warsztatu - zaznacza bursztyniarz. I puszcza oko: - Oczywiście w domu używam też prądu!
Czy bursztynowe ozdoby mają wzięcie? - Rynek psują falsyfikaty - rozkłada ręce pan Zenon. Śmiglowie przyznają, że na takie pokazy, jak podczas jubileuszu muzeum, nie przyjeżdżają dla zarobku. Więcej tu bowiem oglądających niż kupujących. - Ale człowiek ma przynajmniej zajęcie na emeryturze - mówi pan Zenon.