https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tuchola. Trzeba lubić taką niewiastę... Jubileusze 55-lecia

Ramona Wieczorek [email protected] tel. 52 396 69 32
Jubilaci na pamiątkowej fotografii
Jubilaci na pamiątkowej fotografii Fot. Daniel Frymark
Jedni poznali się w pociągu, bo przez prawie dwa lata jeździli tym samym kursem. Inni wpadli sobie w oko na zabawie, bo on świetnie znał kroki tanga. Wspólnym mianownikiem wszystkich historii jest mijające właśnie 55 lat, odkąd stanęli na ślubnym kobiercu.

W pociągu wypatrzyli się Maria i Bernard Zwiewkowie. - Mąż jeździł do Bydgoszczy do pracy, ja do szkoły. I tak przez prawie dwa lata - opowiada pani Maria, która wtedy była 16-letnim podlotkiem. I choć w międzyczasie pan Bernard był w wojsku, zauroczenie nie minęło. Były nieśmiałe uśmiechy, porozumiewawcze spojrzenia... A pretekstem do zagadnięcia była zgubiona w pociągu chusteczka. Po roku odbył się ślub, Zwiewkowie zamieszkali w Bysławiu u rodziców pani Marii.

W 1969 r. przeprowadzili się do Tucholi, gdzie wybudowali dom. Mieszkają w nim do dziś. Pan Bernard chętnie spędza czas w ogrodzie, gdzie uprawia warzywa. - Zimą czas się dłuży, wiosną odżywamy - mówi. Żona czeka niecierpliwie na każdy odcinek "Mody na sukces". A w długie jesienne wieczory grają w karty - najbardziej lubią tysiąca.

Zostały zdjęcia

Krystyna i Stanisław Kopiszkowie poznali się w Kiełpinie, gdzie pan Stanisław zaczął pracę. Ślubna uroczystość była skromna, na pamiątkę została fotografia, którą pani Krystyna pieczołowicie przechowuje w specjalnym pudełku.
Wychowali syna i córkę, doczekali sześciorga wnucząt i dwojga prawnucząt. Dziś w telewizji ona śledzi seriale, on programy informacyjne, bo lubi być na bieżąco z polityką. - A jak jest ciepło, to siedzimy w ogródku przy kawce - mówi pan Stanisław.

Leokadia i Kazimierz Żygowscy razem pracowali w Zakładzie Rolnym w Wysokiej. Tam wpadli sobie w oko. Były i wspólne zabawy. A po jakimś roku - skromne wesele. Państwo młodzi do kościoła jechali powozem. Po uroczystości poszli do fotografa na pamiątkowe zdjęcie.
Wspólnie wychowali piątkę dzieci, w tym dwie córki. Doczekali dziewięciu wnuków. - Same chłopaki - śmieje się pani Leokadia. - Dziesiąta ma być wnuczka!

Sympatyczna sąsiadka

Bronisława i Antoni Ginterowie mieszkali po sąsiedzku - ona w Białowieży, gdzie się urodziła, on w Małej Komorzy. Dziś już nie pamiętają, kto komu pierwszy się spodobał. Wiedzą jednak, co robić, żeby małżeństwo przetrwało ponad pół wieku. - Zgoda musi być! Wszystko brać na spokojnie. Czekać, aż złość minie - wylicza pani Bronisława. - Za naszych czasów trzeba było dużo pracować. Dziś młodzi wszystko chcą mieć podane na talerzu.

Początkowo mieszkali z rodzicami, potem przeprowadzili się do Komorzy. Wychowali trzy córki i syna, dziś cieszą się z 11 wnucząt i sześciorga prawnucząt - najmłodszy jest trzyletni Dominik. Mieszkają z wnuczką i prawnukiem Nikodemem. Pan Antoni jest z zamiłowania ogrodnikiem, pani Bronisława chętnie gotuje. Kulinarną pałeczkę powoli przejmuje wnuczka Dagmara. - Teraz to ona zajmuje się słodkościami - zdradza babcia.

Weselisko trwało trzy dni

Na zabawie przyszłą żonę wypatrzył także Józef Bonk. Spotkali się w świetlicy w Piastoszynie. Pan Józef chętnie tańczył, całkiem nieźle znał kroki tanga. - A ja bardzo lubię tańczyć - rozmarza się pani Genowefa. Młodzi do ślubu jechali bryczką. - Miałam 12 druhen - opowiada pani Genowefa. Weselisko było na sto osób i trwało trzy dni. Nie brakło gorzałki, a niektórym mocno zaszumiała w głowie...

Bonkowie wychowali czwórkę dzieci, mają siedmiu wnuków i uzdolnioną muzycznie wnuczkę Aleksandrę, która gra na fortepianie i studiuje w Trójmieście. Teraz dziadkowie niecierpliwie czekają na prawnuczęta. - Ale jakoś chłopaki nie chcą się żenić - rozkłada ręce pan Józef.

Oboje przez lata pracowali w handlu. Na emeryturze z pewnością się nie nudzą. Są znanymi w regionie twórcami ludowymi. Pan Józef rzeźbi, słynie z drewnianych ptaszków. Pani Genowefa jest hafciarką. - To moje hobby, które uspokaja - mówi. Mąż się śmieje, że do pracy potrzebne jej są drugie oczy. Dzieła obojga można podziwiać m.in. w chacie rękodzieła w Swornychgaciach.

Mistrz kroków tanecznych

Królem parkietu do dziś jest Henryk Brzoszczyk. Panią Mariannę, przyszłą małżonkę, także wypatrzył na zabawie. - Mąż świetnie tańczy. Na weselach nawet dziś obtańcowuje wszystkie panie - śmieje się pani Marianna.
Po zabawie trzeba było damę serca odprowadzić do domu. Młodzi się sobie spodobali. - W dodatku mąż był wtedy w wojsku. A wiadomo, za mundurem panny sznurem - mówi pani Marianna.

Wychowali wspólnie szóstkę dzieci, doczekali dwanaściorga wnucząt. Teraz on lubi przesiadywać na działce, ona zatopić się w lekturze, zwłaszcza w literaturze faktu. Jaką mają receptę na szczęśliwy związek? - Sami się dziwimy, że tak długo ze sobą wytrzymaliśmy - żartują oboje. A potem mówią poważniej: ważne jest wzajemne zrozumienie. - Mąż musi być głową rodziny - mówi stanowczo pani Marianna. - No i trzeba iść na kompromis. Jak mąż jest nerwowy, to schodzę mu z drogi i odwrotnie.
- Trzeba się kochać - uważa pan Henryk. - Po prostu trzeba lubić taką niewiastę...

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

E
Emilia
Szczerze podziwiam. Mądrzy ludzie postępowali rozsądnie wspólnie budując swoje rodziny, a teraz mają to co przez lata sobie wypracowali - w ciepłe dni kawa w ogrodzie, pociecha z dzieci, wnucząt i prawnuczat. Zazdroszczę i przesyłam szczere gratulacje i życzenia zdrowia.
~kasia~
Świetne historie miłosci, które przetrwały lata... Lubie słuchać (i czytać) takich opowieści
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska