Czesław Pawłowski z Tucholi ma Zakład Sprzętowo-Transportowy. Zatrudnia nawet kilkunastu Ukraińców. Po agresji Putina na Ukrainę, trudno mu patrzeć, jak cierpią... Wczoraj rozmawiał z pracownikiem, którego zatrudnia już od czterech lat. Mężczyzna z samego rana dodzwonił się do swojego syna, który jest w ukraińskim wojsku na granicy z separatystycznymi republikami.
- Syn tego mojego pracownika był w jakiejś malutkiej jednostce - opowiada Czesław Pawłowski. - Było ich może z dziesięciu. Zostali ostrzelani, budynek został zniszczony, ale oni zdążyli uciec i przyłączyli się do większej grupy wojsk. Gdy rozmawiałem z tym ojcem po 10, ponownie próbował się skontaktować z synem, ale już bezskutecznie. Bardzo się martwił, że nie wie, co się dzieje.
Tydzień wcześniej inny kierowca poprosił Pawłowskiego, by pomógł mu w zakwaterowaniu rodziny: żony i dwójki dzieci. - Udostępniłem mu mieszkanie, chociaż nikt jeszcze u nas nie wierzył, że coś takiego będzie się działo - mówi Pawłowski. - On przeczuwał, że jest coś nie tak, choć opinia światowa inaczej do tego wszystkiego wtedy podchodziła.
Dzisiaj Pawłowski dzwonił do czterech innych pracowników z Ukrainy, którzy wyjechali do rodzin w końcu grudnia na święta. Chcieli wrócić w piątek lub sobotę. - Wszyscy odpowiadali mi, że "nie pozwolą im wyjechać", bo jest wojna - mówi przedsiębiorca. - To są ludzie w sile wieku, mogą być wcieleni do Armii.
Burmistrz Tucholi spotkał się wczoraj z Bractwem Kurkowym w Tucholi, które ma wielu przyjaciół na Ukrainie. - Może ich znajomi tu przybędą - relacjonował nam na gorąco spotkanie Tadeusz Kowalski. - Umówiliśmy się na koordynację działań.
Viktoriia Kvitko, Ukrainka mieszkająca w Sępólnie Krajeńskim, czeka na rodzinę ze Lwowa, które leży około 60 km od granicy z Polską. Jej bliscy uciekają z zaatakowanego przez Rosję kraju. Viktoriia mieszka w Sępólnie Krajeńskim od czterech lat. Ma 22 lata, tu pracuje i planuje z narzeczonym ślub. To za nim przyjechała do Polski. W maju miało być wesele. Wieść o ataku Rosji na Ukrainę burzy jej spokojne życie. Czeka na bliskich ze Lwowa, skąd pochodzi.
- Moja rodzina mówi, że strzelali najpierw w naszych wojskowych bazach, na lotniskach, stacjach paliw. Potem po domach, sklepach. To, co teraz czuję, jest nie do opisania. Jestem w szoku. Moja rodzina jedzie do Polski: siostra z córką, mama, rodzice narzeczonego, sąsiedzi, w tym dzieci – relacjonuje Viktoriia.
Kobieta liczy, że znajdzie się zakwaterowanie dla kilkunastu jej najbliższych osób.
W powiecie sępoleńskim wskazują wojewodzie ewentualne miejsca, w których można zakwaterować uchodźców z Ukrainy. Burmistrz Więcborka wskazał remizę strażacką OSP Więcbork, która jest wyposażona i pomieści 10 osób. Większość lokalizacji, które samorządy podają, są na okres krótkotrwałego zamieszkania. Tak też jest w Więcborku.
Burmistrz Sępólna wskazał cztery lokalizacje, które mogłyby pomieścić do 60 osób. Teraz są zajęte, ale docelowo w pawilonach CSiR mogłoby się zmieścić nawet 38 osób. Wskazano też trzy remizy w Sępólnie, Wałdowie i Lutowie (dla 18-20 osób, na kilka dni).
W Tucholi, gdy idzie o szerszą akcję pomocy, liczą na wytyczne od wojewody. Burmistrz spodziewa się, że zostanie powołany sztab.
