
Kibice wołali: "Zacznijcie grać", a piłkarze się oburzyli.
(fot. Fot. Monika Smól)
Największym agresorem na murawie był Łukasz Sapela, bramkarz Olimpii. Do podniesienia ciśnienia piłkarzom Chojniczanki przyczynili się też lokalni kibice, którzy najpierw milczeli, a pod koniec meczu obrzucili "swoich" kąśliwymi okrzykami.
Sapela na długo zostanie w pamięci gospodarzy. Szarpał Marka Gancarczyka, kopnął Tomasza Mikołajczaka. Zachowanie bramkarza gości zasługuje na krytykę. Nie wzbudzało jednak zainteresowania sędziego, który go nie dostrzegał - lub udawał. Nie reagował. Sebastian Krasny przewinień zaliczył bowiem więcej. Na tyle, by kibice z bardziej ułożonego sektora głośno zawołali "gdzie jest obserwator?".
Piłkarze z Chojnic do świętoszków nie należą i znani są z ostrej gry. Jednak goście bili ich na głowę. Marek Gancarczyk przyznaje, że nie rozumiał sytuacji z 73. minuty, gdy Sapela go zaatakował.- Odkąd gram w Chojnicach to takiej sytuacji jeszcze nie było - podkreśla Marek Gancarczyk. - Chodziło mu niby o to, że w "piątce" jest chroniony, ale z mojej strony nie było ataku. Nie wiem, co mu przyszło do głowy, by się rzucić na mnie i szarpać. To były małe derby, wtedy zawsze gra się ostrzej, ale o ile w polu walka była normalna, to bramkarz był nadpobudliwy. Też nie jesteśmy chłopcami do bicia, gramy twardą piłkę, ale nie dopuszczamy do takich sytuacji.
Przeczytaj także: Grudziądzanie zdobyli komplet punktów. Chojniczanka - Olimpia 0:1 [zdjęcia, wideo]
Gdyby napastnik Tomasz Mikołajczak i jeden z zawodników Olimpii nie rozdzielili pomocnika i bramkarza, mogło dojść do rękoczynów. - Miał jakieś pretensje do Marka, chwycili się, ja chciałem ich rozdzielić, by się na ostro nie zaatakowali - mówi Tomasz Mikołajczak, który dwie minuty później dostał od Sapeli solidnego kopniaka. - Potem sam dostałem od niego, ale nie zastanawiałem się na tym. Faktem jest, że wystawił kolano łapiąc piłkę, żebym go nie zaatakował, ale trafił we mnie.
Trener Olimpii zdradza, że sam motywował swoich zawodników do agresywnych zachowań w Chojnicach. Emocje wzbudzała także postawa sędziego.
Oliwy do ognia dolali kibice. Najpierw - nawet zazwyczaj najgłośniejszy z sektorów - milczał. Potem zaczęły się występy przeciwko "swoim".
Miały wyrazić oburzenie z postawy piłkarzy na murawie od początku sezonu. Zaśpiewali "puchar jest nasz" - szydząc, że drugoligowiec ze Stargardu Szczecińskiego okazał się lepszy od pierwszoligowca, który odpadł już w I rundzie Pucharu Polski. Kolejne przyśpiewki zawierały niecenzuralne słowa, w których zażądali: będziecie zapier...ć albo wypier...ć.
To zagotowało z kolei niektórych piłkarzy Chojniczanki, którzy po gwizdku kończącym przegrane dla nich spotkanie natychmiast rzucili się w stronę trybun. Wśród nich był Rafal Siemaszko, Błażej Radler i Krystian Feciuch. Mimo dzielącej obie strony siatki zawrzało na tyle, że w stronę sektora pobiegły służby porządkowe i ochroniarze. Doszło do ostrej wymiany zdań. Z trybun poleciała groźba: "Jak tak będziecie grać, nie będziecie spokojnie chodzić po Chojnicach". - Kibice na pewno nam nie pomagali - przyznaje Tomasz Mikołajczak.
Więcej we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie chojnickie i grudziądzkie. Możesz tez kupić e-wydanie. Zapraszamy do lektury!
Czytaj e-wydanie »