Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko jedna trzecia ludzkości będzie chodziła w butach ze skóry

Rozmawiał ADAM WILLMA
Mirosław Garbacz, właściciel grudziądzkiej firmy Lemigo
Mirosław Garbacz, właściciel grudziądzkiej firmy Lemigo
Rozmowa z Mirosławem Garbaczem, właścicielem fabryki obuwia Lemigo w Grudziądzu.

- Kiedy był pan ostatni raz w Chinach?

- W ubiegłym roku. Wiosną wysłałem moich pracowników.

- I co zobaczyli?

- To samo, co ja. Że nie ma kupców z Polski. To jest wspaniała informacja, bo możemy ruszać z produkcją pełnym gazem.

- Przepraszam, przyjechałem do Pana w związku z hiobowymi wieściami dla polskich obuwników, ale pan nie wygląda na zmartwionego. Nic już z tego nie rozumiem.

- Mam mówić prawdę, czy straszyć?

- A nie ma czym straszyć?

- Jeśli mam mówić prawdę, to powiem, że odbiorcy czekają na towar w kolejce, pracujemy przez cała dobę, a jedyny problem, jaki mamy, to brak fachowców do pracy. Zresztą nie tylko my. Większość firm regularnie publikuje ogłoszenia. Co więcej, w pewnych asortymentach brakuje obuwia w sklepach.

- Ale przecież sklepy zalane są chińskim obuwiem!

- Tylko w niektórych asortymentach, w innych są dziury. To, że nie spotkałem w Chinach polskich kupców nie jest przypadkiem. Chińczycy podnieśli ceny i na efekt nie trzeba było czekać długo.

- Chińczyk zażądał wyższej pensji?

- To również. Ale przede wszystkim ruszył wewnętrzny rynek. To, co rzuciło mi się w oczy podczas ostatniej wizyty w Chinach, to markety. Wcześniej ich nie widziałem, a teraz rośnie jeden po drugim. Przyszedł czas na konsumpcyjny model życie i ludzie się tym zachłysnęli. Zaczęło brakować towaru, więc część produkcji dotychczas eksportowanej zamówiona została przez lokalnych sprzedawców.

Podaż nie nadążyła za popytem, więc ceny automatycznie poszły w górę. Do tej pory sprowadzaliśmy z Chin około 40 milionów par obuwia, tymczasem wszystkie polskie fabryki są w stanie wyprodukować może 30 procent z tej liczby. Powstała więc luka.

- I pan to przewidział?

- W jakimś stopniu tak. Gdy zaczynaliśmy, można było wyprodukować po dwa miliony par jakiegoś kapcia. Ale później pojawiło się obuwie chińskie, które wypchnęło z rynku polskich producentów. Przedsiębiorcy zaczęli wyprzedawać maszyny w przekonaniu, że ten biznes się skończył. Rzeczywiście, czas był trudny, z Chin przychodziły buciki dziecięce po 60 centów, a nasza cena hurtowa zaczynała się od 5-6 złotych. Buty ze skóry przychodziły po 7-8 dolarów, a producent polski nie mógł zejść poniżej 35 złotych, zwłaszcza, że coraz trudniej było o ludzi do pracy Ale wierzyliśmy, że w którymś momencie przyjdzie zapaść. I przyszła.

- Inni też się cieszą?

- W samym tylko Grudziądzu jest trzech producentów obuwia. Wszystkie trzy firmy szukają pracowników przez ogłoszenia. Z tego wnioskuje, że u nich produkcja również rośnie.

- Miał pan okazję oglądać chińskie fabryki obuwia?

- Wiele.

- Nie śnią się po nocach?

- Tu również wiele się zmieniło. Jeszcze dwa lata temu średnia pensja robotnika z południowych Chin wynosiła 100 dolarów. Północ była tańsza, tam ludzie pracowali za 50-75 dolarów. Pracowali przez 7 dni w tygodniu z wyjątkiem dwudziestu paru dni świątecznych. Obowiązywała zasada "ciepłego łóżka" - gdy jeden pracownik wstawał do pracy, drugi kładł się spać na tym samym miejscu. Fabryka była noclegownią i stołówką zarazem.

- Koszmar.

- Ale ten koszmar jest już przeszłością. W ciągu kilku lat doszło w Chinach do socjalnej rewolucji. Płace poszybowały do 200-250 dolarów. Sobota i niedziela to dni wolne od pracy - czas na odwiedziny w marketach.

- Dzięki temu na nasz rynek trafi więcej butów polskich lepszej jakości?

- Najniższa półka i tak będzie zajęta przez buty z Chin. Ale ta półka stopniowo się kurczy, bo mimo wszystko Polacy maja więcej pieniędzy i coraz częściej wybierają lepsze obuwie. Wypuszczając dzieci na plac zabaw coraz częściej zakładają im skórzane sandałki, a nie tekstylne buciki, które były naszym przebojem przez wiele lat. Dlatego ten, kto w porę zaczął pracować nad obuwiem wyższej jakości, wygrał na tym. Przegrali ci, którzy próbowali walczyć z Chińczykami. Z tą jakością sprawa jest zresztą złożona. Proszę zerknąć na moje buty.

- Wyglądają na wygodne.

- Bo produkuje je firma, dla której komfort jest znakiem rozpoznawczym. Noszę buty z tej firmy od wielu lat, ale po raz pierwszy noga w tych butach się poci. Jaki z tego wniosek? Nawet tak renomowana firma poczyniła oszczędności na materiałach. Pozostali nieliczni, którzy się tym oszczędnościom opierają. Kiedy jadę do Niemiec, kupuje dla siebie buty bezpośrednio w pewnej dobrej fabryce. To jest miejsce, w której mam absolutna pewność jakości, jednak fabryczna (!) cena tych butów to ponad 100 euro.

- Jeśli oszczędza się na butach po kilkaset złotych za parę, aż strach pomyśleć, jak oszczędza producent, który wypuszcza na rynek produkt za 35 złotych. I jak wygląda otoczenie jego fabryki. Polskie fabryki muszą uwzględnić w cenie opłaty ekologiczne - Chińczyków to nie dotyczy.

- Rzeczywiście, byłem kiedyś w fabryce przygotowującej skóry. Smród wokół był nie do opisania, w okolicy wszystko było martwe. Jednak tu również następują zmiany. Chińczycy widzą, że sprawa ekologii zaczęła zagrażać ich bezpieczeństwu. A co do butów - za 35 złotych sprzedaje się jedynie buty z tworzyw sztucznych. I nie można mieć o to pretensji. Nie będziemy w stanie ubrać całej ludzkości w buty ze skóry. Z prostej przyczyny - nie ma na rynku tylu skór. Trzeba przyzwyczaić się do myśli, że zaledwie jedna trzecia butów będzie skórzana. Większość mieszkańców naszej planety będzie chodziło w plastikach.

- Z jakim skutkiem dla nóg?

- Tego możemy się tylko domyślać, bo o ile przed laty istniały specjalne instytucje opiniujące walory zdrowotne butów, o tyle dziś nikt już tego nie kontroluje. Kupujemy buty na własną odpowiedzialność.

- Mówi pan, że nie boi się zniesienia ceł na chińskie obuwie. Ludzie z branży zadziobią pana za takie deklaracje.

- Przed kilku laty istniało lobby obuwnicze, składaliśmy się na działania lobbystyczne i było to nawet skuteczne. Dziś tego lobby już nie ma, rozpadło się, od kiedy ludzie na własną rękę zaczęli jeździć do Chin.

- Ilu polskich producentów szukało szczęścia w Chinach?

- Wszyscy.

- Pan też?

- Ja też. Na pewnym etapie musiałem zamawiać z Chin półprodukty, żeby obniżyć koszty.

- Bił pan tym samym w polskich producentów.

- Biłem. Zwłaszcza w producentów tekstyliów. Ale chciałem utrzymać się na rynku.

- A w tej chwili? Ile jest chińszczyzny w pana butach?

Zero. W tym czasie pracowałem nad nową technologią, którą cztery lata wprowadzaliśmy w życie. I udało się. Zmieniłem nieco kierunek, wszedłem min. w niszę obuwia specjalistycznego - wędkarskiego i myśliwskiego. W produkcji dziecięcej podnieśliśmy cenę, aby produkować towar wyższej jakości. Produkcja spadła o 40 procent, ale opłacało się - taki produkt chcą już kupować najlepsze światowe sieci. Sprzedaje je między innymi Deichmann i Elephant.

Ale to, co mnie cieszy, dla części branży może być ponurą perspektywą.

- Co ma pan na myśli?

- Nie mam wątpliwości, ze większość hurtowni i tysiące małych sklepików zniknie z rynku. Nie będą w stanie wytrzymać konkurencji ze strony wielkich sieci, które już dziś opanowały 60 procent rynku. W tym roku padło 30 procent hurtowni, jeśli zliczyć ostatnie 4 lata - 50 procent hurtowników wypadło z rynku.

- Producenci mogą spać spokojnie?

- Moim zdaniem - tak. Ci, którzy pozostali w grze wyrobili już sobie markę i, nawet gdy z jakichś przyczyn znowu przestanie się opłacać produkcja w Polsce, pozostaną jako dystrybutorzy. Cóż, produkcji nie można utrzymywać na siłę. Ale nie przewiduję czarnego scenariusza sieci europejskie przekonały się do polskich produktów. Rozmawiałem ostatnio z Deichmannem i usłyszałem: "Wolę od ciebie kupić o 50 centów drożej, niż sprowadzać z Chin. Bo tam muszę wysyłać sztab ludzi, którzy pilnują jakości, a później nie wiadomo, czy towar dojdzie na czas, czy nie będzie zawilgocony itd.". Jeśli chodzi o towar wyższej jakości, Chińczycy nie są w stanie przeskoczyć pewnych ograniczeń, na przykład surowcowych. Do lepszych butów potrzebna jest skóra, a tę skórę muszą kupić w Argentynie lub w Turcji i zapłacić za transport. To nie to samo co trampki.

- Szczęściarz z pana...

- W pewnym sensie polscy obuwnicy w ogóle mogą mówić o szczęściu, bo mogliśmy podzielić los Portugalii, w której przemysł obuwniczy został, po wejściu do Unii, po prostu zmieciony. My akurat wstąpiliśmy do UE w dobrym czasie. I chyba najtrudniejsze lata mamy za sobą. Owszem, 30-40 procent fabryk padło, ale największe firmy są niezagrożone. Ja nie mówię, że się nie obawiam, ale obawiam się czego innego. Na przykład nieporadności polskich służb celnych.

- ?

- Na rynku jest sporo obuwia nie oznakowanego według obowiązujących norm. Jeśli ktoś chce sprzedawać buty z Chin - proszę bardzo. Ale ma obowiązek wyraźnie napisać na nich "Made in China".

Zniesienie ceł sprawi, że pojawią się pewnie zaniżone koszty produkcji na fakturach, ruszy też szara strefa - sprzedaż fikcyjnych strat na lewo. Jest też obawa innego rodzaju - polski przedsiębiorca wprowadza na rynek nowy wzór, na którym pracuje rok, a po trzech miesiącach widzi na rynku chińską kopię.

- Kiedy pan się wybierze znowu do Chin?

- Pojadę chyba dopiero na targi do Kantonu na przełomie marca i kwietnia.

- Sprzedać?

Wyczytałem w waszej gazecie, że jeden z grudziądzkich producentów wysyła właśnie pierwsza partię butów do Chin. Ja takich planów nie mam, za bardzo boje się podróbek. Poza tym rynek europejski jest bardziej stabilny. Na Chiny nie ma co wchodzić z mniej niż 2 milionami par, a to już zbyt duże uzależnienie. Ale może kiedyś... Jedno jest pewne, słowo, które branża odzieżowa powinna odmieniać przez przypadki, to nie "Chiny", ale "sieci".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska