Nie ma dużego zagrożenia zachorowaniem ani epidemią - uspokajał pod koniec czerwca Marek Winnicki, kierownik Sekcji Nadzoru Przeciwepidemicznego lipnowskiego Sanepidu. Po tym, gdy pracownica kuchni przedszkola zachorowała na gruźlicę w placówce wybuchła panika. Samorząd, dyrekcja i Sanepid na spotkaniach uspokajali rodziców. Już wtedy było wiele spornych kwestii.
Powiatowa Stacja Sanitarno - Epidemiologicnza w Lipnie informację o tym, że pracownica przedszkola jest chora, otrzymała 18 maja. Trafiły wówczas do nich wyniki z innego szpitala. Nadzorem lekarzy objęta natychmiast została rodzina chorej kobiety, badaniom mieli poddać się także pracownicy przedszkola. Na początku nikt nie myślał o dzieciach. Jednak po rozmowach z władzami Lipna, uznano, że profilaktycznie zostaną przebadane dzieci. Rodzicie, mogli wybrać płatne badania- test DNA na podstawie próbki krwi lub te, których koszt pokrywa NFZ. Część rodziców bez przymusu wybrała badania płatne. Od początku do miasta docierały sygnały, że powinno zwrócić koszty. Do naszej redakcji też dzwonili rodzice, którzy nie byli zachwyceni tą sytuacją.
List od rodziców
Ostatnio otrzymaliśmy list od grupy dzieci z przedszkola nr 4, którzy są oburzeni, że miasto nie chce zwrócić pieniędzy za badania, że dyrektor przedszkola wiedziała, o chorobie swojej pracownicy, a cała sytuacja została „zamieciona pod dywan”, oraz, że badania lekarskie zostały sfałszowane. - Nikt nie wiedział, że ta Pani jest chora.Dopiero przypadkowo dowiedziała się, że ma gruźlicę - tłumaczy Renata Gołębiewska, sekretarz miasta. - Gdyby ktoś wiedział, że jest chory, na pewno nie przychodziłby do pracy. To nonsens, co piszą rodzice.
W liście zaznaczono też, że dzieci wypisują się z placówki. Co jak się okazało, również jest nie prawdą. Nabór trwa i liczba dzieci jest niezmienna.
- Chyba, że rodzice nie powiadomili przedszkola o wypisaniu i nie przyjdą we wrześniu do placówki - dodaje Renata Gołębiewska.
Zapytani przez nas rodzice nie obawiają się o zdrowie swoich pociech. - To nie te czasy, że może wybuchnąć epidemia - mówią. - Jedna pani była chora i trzeba życzyć jej zdrowia, a nie wieszać na wszystkich psy. Nikt nie chciałby być chory.
Chora dziewczynka
Po tym, gdy badaniu zostały poddane dzieci. Okazało się, że jedna z dziewczynek również ma gruźlicę. Podobno rodzice ubiegają się od miasta odszkodowanie i zadośćuczynienie. Na badania czeka jeszcze około 40-osobowa grupa przedszkolaków, która nie mogła zostać przebadana, bo była chora na ospę. Jak się dowiedzieliśmy, przy okazji badań rodzice poznali inne choroby swoich dzieci np. cukrzycę.
Czytaj także: Bo to zła nawałnica była. Poszkodowani z Tryszczyna czują się skrzywdzeni podwójnie
- Nikt nie zamiótł sprawy pod dywan - dodaje sekretarz. - Woziliśmy dzieci do przychodni na badania, a chorą dziewczynkę do szpitala w Otwock. - Jako matka, wiem, co czują rodzice, ale nie ma obaw, że wybuchnie epidemia i ktoś może teraz zachorować.
- Podobna sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku w „piątce” - dodaje burmistrz. - Tam zachorował tata dziecka, jednak wszystkie dzieci były zdrowe.
To nie jedyne zachorowania w regionie. Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce w Karnkowie.
Miasto zaznacza, że nie będzie zwracać za wykonanie płatnych badań u dzieci. - Była możliwość wyboru i jedne, i drugie badania były dobre - zaznaczyła Renata Gołębiewska. Chora pracownica zakończyła już szpitalne leczenie. Do sprawy wrócimy.
INFO Z POLSKI 17.08.2017 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju