Grupa turystów z różnych państw Europy (Niemcy, Polacy, Brytyjczycy, Rosjanie, Szwedzi) 24 września beztrosko wybrała się na piękna wycieczkę statkiem z Rodos na inna grecką wyspę - Chalki. Po wyjściu na brzeg w porcie, turyści zachwycali się przeuroczym miasteczkiem, z domkami i willami zbudowanymi na skałach wokół malowniczej zatoki.
Wśród łodzi dobijających do portu, pojawiła się jedna, wyglądająca na pierwszy rzut oka jak łódź z grupą kilkudziesięciu turystów.
Jej pasażerami byli jednak uchodźcy... Gdy łódź przybiła do brzegu portu, ożywili się, mówili głośno, hałaśliwie, po arabsku. Turyści przyglądali się im. Uchodźcy byli eskortowani przez rosłych funkcjonariuszy Hellenic Coast Guard. "Rozsypali" się spontanicznie po wyjściu na brzeg, ale funkcjonariusze natychmiast wprowadzili w tej grupie dyscyplinę.
Ustawili wszystkich w rzędach i w kolumnie. W eskorcie, poprowadzili grupę uchodźców w wyższe partie miasteczka. Mieszkańcy też zatrzymywali się i przyglądali niespodziewanym przybyszom. - Takich "turystów" wolelibyśmy tu nie mieć... - mówił mężczyzna, który łowił ryby na nabrzeżu.
"Who are you?" - zapytał przechodzących w kolumnie uchodźców - smagłych mężczyzn, jeden z brytyjskich turystów... Nie odpowiedzieli. Dumnie kroczyli w kolumnie, aż zniknęli w asyście funkcjonariuszy, przy budynkach w wyższej partii wyspy.
Beztroski, wakacyjny nastrój prysł. Dotarł do turystów, którzy chcieli relaksować się i bawić, jeden z największych problemów Europy: uchodźcy, których lawina płynie do Europy a jej końca nie ma.
- Ten problem trzeba szybko rozwiązać - tu międzynarodowe grono turystów ze wschodu i zachodu kontynentu było zgodne. - Od nich nie uciekniemy, Europa musi znaleźć dobre rozwiązanie dla tej masy uchodźców...