"Sielec to wioska oddalona od Żnina o 12 kilometrów. Dzieci, szczerze mówiąc, nie mają tu żadnej rozrywki". Tak rozpoczyna się list, który do redakcji przyniosły dwie panie z tej popegeerowskiej wsi. W ubiegłym roku sołtys Jan Cienguszewski postanowił zorganizować dzieciom boisko i plac zabaw. Przyjechał odpowiedni sprzęt. Z zarośniętego terenu powstało boisko znajdujące się w samym środku wsi. Po jednej stronie stoi dom mieszkalny, po drugiej działki, a równolegle do drogi - pomieszczenie gospodarcze. W środku niewielkie boisko.
Starsi chcieliby grać w siatkówkę, młodsi w piłkę nożną. Nie wiedzieli, gdzie ulokować bramki. Dwa słupki wbili na przeciwko budynku gospodarczego, którego właścicielami są cztery osoby, wśród nich pan R., który nie chce boiska w tym miejscu. Twierdzi, że piłka uszkadza mu drzwi i ściany budynku gospodarczego.
Sielec to dziura
Pobliscy mieszkańcy solidarnie utrzymują, że pan R. rzuca w dzieci kamieniami, przecina im piłki, słupki wyrywa, goni z długą tyką. - A gdzie te dzieci mają pójść?! Od czasu, gdy pałac i park stał się prywatny, to jest to jedyne miejsce, w którym można piłkę poodbijać! - mówi mieszkanka, która ma dom przy boisku, a jej sąsiadka dodaje: - Kiedyś całe życie wsi toczyło się wokół pałacu. Można było się pobawić, potańczyć, pograć. Teraz Sielec to jedna wielka dziura.
Niektóre dzieci boją się już przychodzić na boisko, by nie oberwać. Opowiadają, że jak piłka przeleci przez płot, muszą szybko przez niego przeskoczyć i jeszcze szybciej wracać, by nie stracić piłki. Adrian stracił już cztery piłki. Jego kolega tylko jedną. Chłopcy opowiadają, że kamienie w ich stronę posypały się nawet wtedy, gdy sierpami przycinali sobie trawę, by piłka mogła się toczyć po ziemi.
To nie dzieci, to bandyci
Barbara Nawrocka z Rady Sołeckiej opowiada, że wielokrotnie rozmawiali na ten temat z panem R. - Żadne argumenty jednak do niego nie trafiały. Proponowano mu wykup tego budynku, na nic się nie godził.
Pan R. nie przeczy, że nie przegania dzieci. Twierdzi, że kamieniami w nie jednak nie rzuca. - Jak rąbią piłą w drzwi, to je przeganiam. Na złość kopią. Matki je podjudzają. Przecież ja za to płacę. Mówi, że w siatkówkę dzieciom pozwala grać. - A kto gada inaczej? Kobiety z domu przy boisku. - Głupie są tak, jak te dzieciaki. Twierdzi, że żadnych piłek nie zniszczył. - Z garem wszyscy mają. To nie są dzieci, to bandyci. Cztery kury mi pozabijały. Mówi, że dzieci mogą grać w piłkę. - Byleby tylko o drzwi nie waliły - dodaje i odchodzi.
Pretensje do sołtysa
Mieszkańcy mają pretensje do sołtysa, że nic w tej sprawie nie chce robić. Na sołtysa narzeka też Barbara Nawrocka. - Chcieliśmy zorganizować zebranie na wiosce. Nie godzi się albo nie jest dostępny. My jesteśmy pierwszą radą, która wszystko chce wiedzieć. Wcześniej w radzie byli jego ludzie. Przed wyborami obiecał złote góry, plac zabaw i działał. Jak został sołtysem, przestało mu zależeć. Mogliśmy go znieść z funkcji sołtysa, ale obiecał poprawę. A ludzie są gotowi nawet zrzucić się na bujawki, byleby tylko ich dzieci miały co z wolnym czasem robić.
Sołtysa nie udało nam się zastać. Z domu wychodzi wcześnie rano, wraca późnym wieczorem. Żona sołtysa, Elżbieta Cienguszewska, zapewnia, że mąż wielokrotnie pertraktował z panem R. - Mąż prawie już się z nim bił. Sołtys robi co może. Chciał z tego starego budynku, w którym nic nie ma, zrobić świetlicę. R. nie chce jednak tego chlewiku oddać. Jak już nie chce, to niech oddaje. Ale co chlewowi tą piłką zrobią? Przecież te dzieci zewsząd są wyganiane. W Sielcu jest ponad 80 dzieci w wieku do 15 lat.
Uciekajcie stąd, bandyci!
Dariusz Nawrocki

Niektóre dzieci boją się już przychodzić na boisko, by nie oberwać.
W Sielcu mówią, że siedemdziesięcioletni pan R. rzuca w dzieci kamieniami i przecina im piłki. Pan R. twierdzi, że tego nie robi, a dzieci nazywa bandytami. - Kury mi zabijają - krzyczy.