Wraz z początkiem września w szkołach i przedszkolach wdrożono nowe przepisy o ochronie danych osobowych. Rodzice z regionu łódzkiego na pierwszych wywiadówkach łapią się za głowę.
W jednym z łódzkich przedszkoli szafki podpisane są imieniem dziecka i pierwszą literą nazwiska. Zamiast Joanna Kowalska jest Joanna K.- Wygląda to, jakby córka była o coś oskarżona - denerwuje się jedna z mam.
W innym przedszkolu zamiast imion i nazwisk będą na szafkach obrazki. Dzieci robią je w domu z rodzicami. Inne normalnie podpisują szafki.
W jednej ze szkół na zebraniu zamiast listy do podpisu rozdano rodzicom pojedyncze kartki. W sumie nauczycielka miała ich 25.
Pojawiły się też problemy z wieszaniem podpisanych prac na korytarzach. Rodzice boją się, że z powodu RODO osiągnięcia ich pociech nie będą ogłaszane na akademiach.
W większości szkół wprowadzono zakaz rozmów z rodzicami przez telefon. Informacje o osiągnięciach lub przewinieniach uczniów mają być ujawniane w cztery oczy lub przez system Librus. Tak jest m.in. w łódzkiej „budowlance” czyli ZSP nr 15.
Radosław Płonka, prawnik zajmujący się przepisami RODO jest zdania, że wiele zabiegów wprowadzanych przez szkoły jest niepotrzebnych.
- Zawsze wiadomo było, jak nazywa się rodzic tego czy innego dziecka i nic się z tego powodu nie działo - wyjaśnia Płonka. - Przepisy o RODO mają zapobiegać sprzedaży czy wyciekowi danych, a nie paraliżować pracę szkoły - mówi.