Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Układ zamknięty" z toruńskim uniwersytetem tle. Dawno już nie było takiego filmu!

ADAM WILLMA [email protected]
"Układ zamknięty” to pierwszy polski film zrealizowany w pełni z prywatnych funduszy.
"Układ zamknięty” to pierwszy polski film zrealizowany w pełni z prywatnych funduszy. Andrzej Muszyński
Dawno już nie było takiego filmu. "Układ zamknięty" stał się politycznym sztandarem zanim jeszcze został ukończony.

Rzecz zaczyna się przed kilkoma laty, kiedy producent Mirosław Piepka natknął się na prasową notkę dotycząca uniewinnienia (po siedmiu latach śledztwa i procesu!) trzech krakowskich przedsiębiorców. Odnalazł bohaterów, przestudiował akta i wziął się (wraz z Michałem Pruskim) za pisanie scenariusza.

Układ odrzucił "Układ"?

Wniosek o dotację na "Układ" dwa razy trafiał do Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej i choć zebrał niemal wyłącznie bardzo dobre recenzje, nie dostał z Instytutu ani grosza. Dlaczego? Tego nie wie nikt, może za wyjątkiem prezes PISF.

Agnieszka Odorowicz, 39-letnia absolwentka ekonomii (specjalistka od marketingu), dyrektor festiwalu piosenki i przez kilka miesięcy wiceminister kultury (w gabinecie Marka Belki) od 2010 roku sprawuje władzę absolutna w polskim filmie. Dotacja z PISF oznacza być albo nie być dla niemal każdej ambitnej produkcji filmowej w Polsce. Eksperci mają co prawda głos doradczy, ale ostateczną decyzję, podejmuje jednoosobowo pani prezes. Ta uznała m.in. za stosowne przyznać 6 milionów na filmową biografię Lecha Wałęsy, a 2,8 miliona na "Drogówkę", lecz Ryszarda Bugajskiego odprawiła z kwitkiem.

Niektórzy spekulują, że w grę wchodził konflikt ideologiczny. Odorowicz będącej w radzie programowej lewicowego Kongresu Kobiet (skądinąd za jej kadencji w roli ekspertek PISF wcieliły się koleżanki z Kongresu - Kazimiera Szczuka, Kinga Dunin i Agnieszka Graff) nie w smak miało być wspieranie projektu Bugajskiego, znanego ze swojego sprzeciwu wobec polityki grubej kreski. To jednak dopiero początek politycznych spekulacji, którymi obrósł "Układ".

Zdesperowany Mirosław Piepka postanowił nie odpuścić i z apelem o pomoc zwrócił się o wsparcie do ludzi biznesu. Patronat nad zbiórką przejęło Centrum Adama Smitha. Przedsiębiorcy - aby zebrać potrzebnych 6 milionów - wpłacali od kilku do kilkuset tysięcy złotych, wielu zastrzegło sobie anonimowość.

Ostatecznie jednak głównym darczyńcą został Skok Stefczyka, co jednoznacznie wiązało produkcję z kręgami zbliżonymi do sejmowej opozycji (wszak prezes SKOK jest senatorem PiS). Czy słusznie - chyba jednak za szybko.

97 procent faktów

Wróćmy jednak do filmu. Scena pierwsza: otwarcie nowoczesnej fabryki podzespołów elektronicznych. Bankiet pod gołym niebem, błyski fleszy, pękający z dumy właściciele, uśmiechy zaproszonych oficjeli. Stała ekipa: wojewoda, prezydent, ksiądz z kropidłem. Jest też wpływowy prokurator oraz naczelnik miejscowego urzędu skarbowego. To właśnie między tymi ostatnimi powstaje szczegółowy scenariusz - szatański plan wybicia zębów biznesowym wilczkom i przejęcia kontroli nad firmą.

Ale to nie miejscowi funkcjonariusze władzy pociągają za sznurki - w tle jest układ rodem z wysokich ministerialnych gabinetów (czas rządów Leszka Millera).

Prokurator Kostrzewa (Gajos) i naczelnik Kamiński (Kaczor), powiązani mrocznymi epizodami peerelowskiej przeszłości, są jedynie wykonawcami wyroku na niewinnych ludziach. Niewinnych? Pardon - ten układ nie zna niewinnych, zna tylko źle prześwietlonych.

Do funkcji kata przysposobiony zostaje Kamil Słodowski, prokurator z pokolenia szczurzych wyścigów, który szybko rozprawia się z własnymi wyrzutami sumienia...

Co prawda filmowa akcja przeniesiona została z Krakowa do Gdańska, ale producent filmu Olga Bieniek zapewnia, że w 97 procentach zrekonstruowane zostały autentyczne wydarzenia, a pozostałe 3 procent dodano jedynie dla klarowności filmowej narracji.

Sprawa profesora Maja

Jeśli tak jest rzeczywiście, to do elementów filmowej fikcji zaliczyć można w większości wątek UMK, który pojawia się w "Układzie". Dziekan wydziału prawa, profesor Maj, na fali antysemickiej nagonki 1968 roku, zostaje pozbawiony posady. Do jego usunięcia przyczynia się studentem mocno zaangażowany w działalność partyjną. Studentem okazuje się przyszły prokurator Kostrzewa.

W rzeczywistości akurat w Toruniu polowanie na syjonistów przetoczyło się przez uczelnię w formie zdecydowanie łagodniejszej niż w Warszawie czy Krakowie.

Niewykluczone jednak, że scenarzyści luźno nawiązali do autentycznych wydarzeń. W 1968 roku katedrą historii prawa kierował prof. Stanisław Salmonowicz, postrzegany jako osoba mało przychylna władzy. Aby rozprawić się ze znanym prawnikiem, Służba Bezpieczeństwa usiłowała doszukać się w jego pochodzeniu żydowskich przodków. W inwigilacji profesora dużą rolę odegrał asystent profesora. Salmonowicz od początku miał wobec niego podejrzenia, ale o pozbyciu się asystenta nie było mowy - młody naukowiec był aktywnym działaczem uczelnianej organizacji partyjnej.

"Przesłuchanie 2"?

W 1989 roku, po siedmiu latach leżakowania na cenzorskich półkach, trafiło do kin sławne "Przesłuchanie" Bugajskiego? Czy "Układ zamknięty" jest dziełem skrojonym na podobną miarę? Nie jest.

Znamienne, że odtwórca jednej z głównych ról w "Przesłuchaniu" Janusz Gajos, tym razem odrzucił pierwszą wersję scenariusza. Postać prokuratora wydała mu się zbyt płaska, motywacje - papierowe. Dopiero po prawkach Gajos zdecydował się przyjąć propozycję. I dzięki temu mamy w "Układzie" świetną kreację aktorską, której nie dorównuje jednak pozbawiona nerwu i autentyzmu rola naczelnika urzędu skarbowego. To nie był film dla znakomitego skądinąd Kazimierza Kaczora - po wyjściu z kina nadal nie rozumiemy co motywuje kluchowatego urzędnika skarbówki. A może po prostu Kaczor nie zawalczył o swoją część scenariusza?

Bardziej autentyczny we wszystkich stadiach moralnego rozkładu młodego prokuratora jest Wojciech Żołądkowicz. Gdyby nie miałkie dialogi (nieuleczalna choroba polskiego kina) to sceny z jego udziałem warto byłoby serwować studentom piątego roku prawa.
Szkoda, że urokliwe panoramy i starannie kadrowane zbliżenia autorstwa Piotra Sobocińskiego juniora odebrały narracji Bugajskiego autentyzm i dokumentalną szorstkość. A ta była siłą m.in. "Długu", z którym automatycznie chce się porównywać "Układ". Trzeba jednak pamiętać, że praca nad tym obrazem była długa poszarpana transzami spływających wpłat od sponsorów.

Kij w mrowisku

Tyle słabych, a teraz o mocnych stronach "Układu".

Jest w tym filmie kilka scen mrożących krew żyłach. Gdy zamaskowani policjanci wkraczają o świcie do domu jednego z przedsiębiorców (psychoza dzieci, poronienie u matki - wszystko to fakty z 2004 roku) pięści same się zaciskają, a po sali kinowej przechodzi głośny pomruk. Mistrzostwem gatunku jest rozmowa starego z młodym prokuratorem z zimnym, świdrującym spojrzeniem Gajosa. W poruszający sposób Bugajski prowadzi scenę dzielenia łupów przez państwowych funkcjonariuszy.

Autor "Przesłuchania" nie kryje publicystycznego zacięcia i przez to może często maluje sylwetki i zdarzenia grubszym flamastrem, ale jednocześni stara się, aby jego film był tylko politycznym sztandarem. Demonem zła jest w "Układzie" postkomunistyczna sitwa, ale w ironicznie ukazanej galerii pacynek znajdziemy m.in. wizytującego raut proboszcza. Prokurator Słodkowski w jednej z kluczowych scen wypowiada znajomo brzmiącą kwestię "ci panowie już nigdy nikogo...".

Bugajski po raz kolejny trafił doskonale w kijem w mrowisko. To jest film nie tylko o Polsce sprzed dekady, ale i Polsce Anno Domini 2013. Tłum w kinie nie pozostawia żadnej wątpliwości, że mamy oto wreszcie film, o którym chcemy rozmawiać, bo ten film mówi o nas.

O czym mówi? A to właśnie najbardziej ponura sprawa. O braku zaufania do własnego państwa, o niemocy i gniewie wobec jego struktur. Czyli w dużej mierze... o tym samym, o czym 31 lat temu mówiło "Przesłuchanie".

Dla środowiska biznesowego, które od lat lobbuje na rzecz powściągnięcia bezkarności państwowych organów, ten film bez wątpienia zrobi więcej niż oficjalne stanowiska i komunikaty. To ważna nauka, bo sztuka w wykonaniu Bugajskiego daje świadectwo, że nie musi być tylko kwiatkiem w kożuchu społecznej debaty.

Gorzką pigułka jest informacja podana w napisach końcowych: demony zła z "Układu" żyja i mają się świetne. Młody prokurator Słodowski awansował, naczelnik skarbówki dorabia na emeryturze jako biegły rewident, Kostrzewa cały czas pracuje w prokuraturze apelacyjnej.

Zadzwoniłem do prof. Salmonowicza, żeby go zachęcić do obejrzenia "Układu". - Powiem panu jako ciekawostkę, że mój ówczesny asystent, który latami na mnie donosił, sam niedawno przeszedł na emeryturę. Jako szanowny profesor katolickiej uczelni. Na pożegnanie ufundowano mu księgę pamiątkową.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska