Tę historię zna wielu z nas. W najnowszej filmowej wersji żyjącego w podziemiach opery dawnego muzyka, dziś Upiora (Gerald Butler), chowającego swą brzydotę pod maską i straszącego aktorów, trafia strzała Amora. Dostrzega urodę i nieprzeciętny talent młodziutkiej chórzystki Christine Daae (Emmy Rossum). Stara się skłonić ją, aby ujawniła swe skrywane zdolności.
Kiedy wielka diva Carlotta (Minnie Driver) porzuca spektakl podczas generalnej próby, przed Christine pojawia się szansa. Swym występem zdobywa serca publiczności oraz Upiora, który odtąd pragnie uczynić z niej gwiazdę. Ale jeszcze ktoś skierował swe oczy ku młodej śpiewaczce - to patron teatru, wicehrabia Raul de Chagny (Patrick Wilson), którego wdziękowi dziewczyna ulega.
"Upiór..." opowiada historię pełną namiętności i muzyki, straszną i piękną za razem.
Straszy od lat
Dotąd powstało sporo ekranizacji tego dzieła. Jedną z pierwszych był amerykański horror z 1943 roku, w reżyserii Arthura Lubina, w którym szalony kompozytor, upiór mieszkający w Operze Paryskiej, morduje tych, którzy stoją na przeszkodzie kariery jego ukochanej.
Podobnie mrożący krew w żyłach wydźwięk ma film nakręcony w 1998 roku przez Włochów. Młoda sopranistka (Asia Argento) zakochuje się w tajemniczym wielbicielu - upiorze. Jednak na drodze do ich szczęścia stają makabryczne morderstwa.
Reżyser najnowszego obrazu, Joel Schumacher, położył nacisk na inny wątek opowieści - namiętność młodych kochanków. Dlatego też do głównych ról zaangażował niebyt znanych aktorów, choć podobno o rolę tytułową ubiegały się takie sławy, jak Antonio Banderas czy John Travolta. Gwiazdorów zdeklasował Butler, znany widzom z takich filmów, jak "Lara Croft. Kolebka życia", czy "Dracula 2000".
Aktor wcielił się w rolę odrzuconego przez rodzinę i społeczeństwo, groteskowo oszpeconego dziwadła. Dlatego w trakcie realizacji codziennie przed zdjęciami musiał poddawać się szczegółowej, kilkugodzinnej charakteryzacji. Świetnie mógł wczuć się wtedy w rolę nieszczęsnego Upiora, gdyż nierzadko spotykał irytujące ludzkie spojrzenia. Jak sam przyznaje, miał wtedy ochotę powiedzieć: "Macie jakiś problem? Na co się gapicie?"
Duch z Broadwayu
Mówiąc o filmie nie sposób nie wspomnieć o musicalu, bez którego najprawdopodobniej film by nie powstał. Mowa oczywiście o dziele autorstwa Andrew Lloyda Webbera z 1986 roku. Od swojej premiery na londyńskim West Endzie osiągnął zyski 3,2 miliarda dolarów, a obejrzało go 80 milionów widzów.
Od 1988 r. spektakl jest wystawiany na Broadwayu i zajął zaszczytne miejsce drugiego najdłużej granego musicalu w historii, plasując się tuż za słynnymi "Kotami", także Webbera. Jego powodzenie jest tak duże, że od wiosny przyszłego roku ma stać się stałym punktem programu hotelu-kasyna w Las Vegas. Tam też - za 25 mln dolarów - wybudowano specjalnie na ten cel teatr.
Webber, współtwórca scenariusza obrazu i autor muzyki, pierwszy ukazał upiora nie jako potwora, ale tragicznego, wrażliwego kochanka. Angielski producent, scenarzysta i kompozytor, zasłynął jako twórca słynnych musicali ("Evita", "Koty", "Jesus Christ Superstar"). Jest laureatem Oscara iłotego Globu.
Przeboje autorstwa Webbera można usłyszeć na ścieżkach dźwiękowych "Notting Hill" i "Szkoły rocka".
*** Upiór w operze, reż. Joel Schumacher, wyst. Gerald Butler, Emmy Rossum, Patrick Wilson, Miranda Richardson. MULTIKINO.
Upiór w operze
Magdalena Bobkowska [email protected]

Gerard Butler, odtwórca roli Upiora, każdy dzień zdjęc do filmu zaczynał od kilkugodzinnej wizyty u charakteryzatora.
Straszydło czy wrażliwy kochanek? Potwór czy znawca sztuki? "Upiór w operze", najnowsza ekranizacja słynnej powieści Gastona Leroux z 1911 roku, od dziś w kinach.