W czasach kryzysu firmy zwalniają pracowników. Polska armia likwiduje jednostki, oszczędza na szkoleniu i liczy wręcz każdy spinacz. W tej sytuacji nieustannie powinna również zmniejszać się liczba urzędników. Tymczasem - ona ciągle rośnie!
W ciągu ostatnich 10 lat zatrudnienie w administracji publicznej wzrosło w Polsce o ponad 110 tys. osób - donoszą media. Najwięcej nowych urzędników zatrudniły samorządy (ponad 60 tys. osób). Ponad 45 tys. etatów utworzono w administracji państwowej.
Czytaj też: Zarobki toruńskich radnych: Za taką wypłatę da się żyć!
Efekt? W administracji pracuje dzisiaj 430 tys. osób. W 2007 roku w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim pracowało 478 osób zarabiających średnio po 3 tys. zł. Dziś to już 602 osoby zarabiające średnio o 300 zł więcej.
Piotr Kurek, rzecznik wojewody tłumaczy, że od początku stycznia 2009 roku urząd przejął pracowników Centrum Zdrowia Publicznego, którzy pracują teraz w wydziale zdrowia. Ponadto, po likwidacji gospodarstw pomocniczych - również przybyło pracowników.
- Gdyby jeszcze z tego wzrostu wynikła lepsza praca i promocja województwa, to można by to jakoś usprawiedliwić, ale jeśli czekamy 2,5 roku na decyzję środowiskową w sprawie drogi S-5, to ja tego nie rozumiem - rozkłada ręce poseł Tomasz Latos z PiS. - Jeśli urzędników jest za dużo, to może jeden ogląda się na drugiego i nie ma kto podjąć decyzji?
Paweł Olszewski, poseł PO przypomina, że wojewodowie jak i ministrowie musieli szukać oszczędności i dlatego trzeba było zlikwidować Centrum Zdrowia Publicznego i zatrudnić jego urzędników. - Nie jestem zwolennikiem rozdęcia administracji, ale trzeba zachować logikę w oszczędnościach - mówi poseł Olszewski. - Urzędników mianowanych zwalniać nie można, a jeśli chodzi o wzrost płac, to wynika on z przepisów.
Może urzędnicze oszczędności lepiej udały się w toruńskim Urzędzie Marszałkowskim? Na początku kadencji było dokładnie 364,7 etatów, dziś jest 417. I tu wzrost zatrudnienia tłumaczą przejęciami (m.in. Zakładu Obsługi) i dodatkowymi zadaniami.
Ponadto, w ramach obsługi unijnych programów, Urząd Marszałkowski zatrudnia dodatkowo 338 osób, w tym większość na umowach stałych. - Musimy utrzymać dobrych specjalistów - przekonuje Beata Krzemińska, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego. - Ich wynagrodzenie finansowane jest ze środków europejskich (przy 15-proc. udziale budżetu województwa), a zatrudniani są na czas obsługi programów. Co być może wpływa na ich stosunek do pracy.
Ale jeśli marszałek przejmuje obowiązki od wojewody, to wojewoda może ograniczyć zatrudnienie. A tak się nie dzieje.
- To wynika z teorii, że urzędnicy mnożą się samoistnie - komentuje poseł Zbigniew Girzyński z PiS. - Jedyną skuteczną metodą byłaby ustawowa redukcja, np. przez 3 lata o 10 proc. rocznie. Inaczej nie da rady. Jeśli minister, wojewoda, prezydent czy wójt nie będą mieli tego odgórnie nakazanego, to nic nie zrobią. Może znajdzie się jeden gorliwy, ale utonie w masie.
- W PRL-u, kiedy państwo decydowało o wszystkim za obywatela, było mniej urzędników niż dziś. A przecież teraz państwo oddaje wolność obywatelom w różnych sferach życia.
A może przykład idzie z Brukseli, gdzie unijna administracja puchnie w oczach?
- Tam jesteśmy tylko trybikiem w machinie, ale może podczas polskiej prezydencji należałoby się tym zająć? - zastanawia się poseł Girzyński. - Ale to na naszym podwórku musimy zatrzymać ten samonakręcający się mechanizm! (Lau.)