Nosić kurtkę żeglarską z napisem ,,Henri Lloyd" to było i jest coś. Niestety twórca marki zmarł w drugi dzień świąt w wieku 83 lat.
- W firmie smutek, ból po stracie Henryka Strzeleckiego - mówi Anna Galczewska, menadżer ds. sprzedaży i marketingu spółki Henri Lloyd Polska w Brodnicy. - Byliśmy na jego śmierć przygotowani, bo pan Henryk miał udar, leżał nieprzytomny w szpitalu w Anglii. Lekarze nie pozostawiali złudzeń.
Urodził się w roku 1925 Brodnicy. Po ucieczce z okupowanej Polski, zaciągnął się do wojska. Służył w II Korpusie Polskich Sił Zbrojnych. Brał udział w wielu bitwach, m.in. o wyzwolenie Bolonii. Po wojnie osiadł w Manchesterze. O jego drodze życiowej zdecydowały dwa czynniki: praca w przemyśle włókienniczym i żeglarstwo, któremu oddawał się w wolnym czasie. Zatrudnił się w firmie Double Two, szyjącej koszule. Tam też poznał swą przyszłą żonę Sheilę.
Pan Henryk, którego w Anglii nazywano po prostu Mr Henri, narzekał na małą funkcjonalność ówczesnej odzieży żeglarskiej. W roku 1963 wraz z Angusem Lloydem założył firmę Henri-Lloyd Limited, która produkowała pierwsze nowoczesne sztormiaki z wykorzystaniem Bri - Nylonu. Później Mr Henri wynalazł patent zapobiegający przeciekaniu szwów. Wreszcie jego autorstwa jest zintegrowana uprząż żeglarska, która ocaliła wiele istnień ludzkich.
Sztormiaki Henri Lloyd wykorzystywali sławni żeglarze opływający glob ziemski: sir Francis Chichester, Robin Knox-Johnston, Chay Blyth i Naomi James.
Firma od lat angażuje się w działalność charytatywną - tak w Anglii, jak i w Polsce. Wspiera warsztaty terapii zajęciowej, szkoły specjalne, osoby niepełnosprawne.
Czytaj e-wydanie »