Dosyć zadbana 35-latka z mnóstwem zmartwień i gromadką synów. Tak Monikę opisują sąsiedzi z ogródków.
Kobieta od około czterech lat mieszka na terenie Rodzinnego Ogrodu Działkowego Cumulus przy ul. Noteckiej na Miedzyniu w Bydgoszczy. A właściwie: mieszkała. Od tygodnia ani jej, ani jej synów nikt nie widział.
Nietrafiony zakup
- Pewien działkowicz wybudował domek na działce - wspomina jeden z sąsiadów. - Okazało się jednak, że złamał prawo, bo postawił o wiele większy dom niż stanowią przepisy. Mężczyzna, chcąc pozbyć się problemu, sprzedał działkę z murowanym, ale niewykończonym domkiem. Monika to kupiła, nie wiedząc, w co się pakuje.
Bydgoszczanka cierpi na depresję. - Zaczęła chorować po śmierci swojej mamy, która razem z Moniką i jej dziećmi mieszkała na działce - opowiada znajomy rodziny.
Przeczytaj również: Policja szuka 4 dzieci z Bydgoszcz. Matka je ukrywa?
Młoda kobieta nie miała nikogo innego bliskiego, oprócz czterech synów. Najstarszy ma 16 lat. Najmłodszy urodził się 3 lata temu, gdy mieszkali już na działce. Ojcowie chłopców są różni. - Nie widziałem, żeby któryś z nich odwiedzał dzieci albo Monikę - przyznaje nasz rozmówca.
Gdy jej stan się pogarszał, obowiązki opieki i wychowania przejmował najstarszy syn. Dochodziły kłopoty finansowe. - Tylko teraz ta pani jest nam winna ponad tysiąc złotych - informuje Tadeusz Kłopotek, prezes ROD Cumulus.
Samotna mama nie pracuje. Ona i jej dzieci żyją z tego, co da ośrodek pomocy społecznej. I z alimentów. - Panie socjalne często przychodziły do Moniki i jej gromadki, starały się pomóc - kontynuuje znajomy rodziny.
Działkowcy (i zarząd też) pomagają ubogiej rodzinie. Nawet w opłatach. - Monika na pewno nie jest alkoholiczką. Czasem jednak tak awanturowała się, że krzyki było słychać na wszystkich działkach. Chodziło zazwyczaj o pieniądze - dodają.
Największa pomoc była potrzebna co roku zimą. - Nie było bieżącej wody na działce, ale był mróz w altanie. Mówiliśmy Monice, żeby chociaż ze względu na maluchy wyprowadzili się stąd. Chociaż na samą zimę. Ale ona odmawiała - dodaje bydgoszczanin. - Przez pół zimy miała grypę, dzieciaki też chorowały. Nie mogliśmy jej do niczego zmusić.
Zobacz też: Te dzieci wciąż się nie odnalazły. Poszukujemy zaginionych razem z Itaką [zdjęcia poszukiwanych]
Czasem wszystko grało
Kobieta zaniedbała siebie. I dzieci tak samo. Tylko czasami było wszystko w porządku. Czasami, a potem rzadko. Współpraca z pracownikami socjalnymi układała się coraz gorzej. Asystent rodziny, który miał do czynienia z rodziną z działek prawie na co dzień, swoje zastrzeżenia przekazał dyrekcji Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.
Zagrożone dobro
- Jesteśmy ostatnią instytucją, której zależałoby na tym, aby odebrać rodzicom dzieci - zaznacza Ewa Taper, wicedyrektor MOPS. - Wspieramy rodzinę, ale musimy też dbać o to, żeby dzieciom żyło się normalnie. I w naszej, i w innych specjalistów ocenie, dobro dzieci w tym przypadku było zagrożone.
To dlatego MOPS powiadomił sąd rodzinny. Decyzją sądu małolaty miały trafić pod inny adres. Przynajmniej do czasu, aż sytuacja się unormuje, a mama rozwiąże swoje problemy. - To nie jest przecież tak, że gdy dzieci są zabierane do placówki, już nigdy jej nie opuszczą - podkreśla Ewa Taper.
Drzwi zamknięte
Pracownik socjalny miał przyjść po dzieci Moniki tydzień temu. Zastał zamknięte drzwi. - W minioną sobotę otrzymaliśmy zgłoszenie o zaginięciu czworga dzieci - mówi nadkom. Monika Chlebicz, rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji.
Funkcjonariusze prowadzą akcję poszukiwawczą, ale na razie o szczegółach rozmawiać nie chcą.
Sąsiedzi Moniki z działek są za to chętni do rozmowy. - W ogrodzie zostały tylko rowerki i zabawki po chłopcach - zauważa Tadeusz Kłopotek. Kto inny rzuca: - Niech ona przestanie wreszcie ukrywać się z synkami. Martwimy się o chłopców.
Po kraju szybko rozniosła się wieść o Monice. Przed jej domkiem zatrzymują się pielgrzymki działkowców. - Ty, patrz, ta samotna matka, o której było w telewizji, tutaj mieszkała - wytykają teraz palcami przechodnie.
Czytaj e-wydanie »