Jechać w połowie własnego wesela do szpitala i zostać w nim przez dwa tygodnie - tego żadna panna młoda się nie spodziewa. W przypadku pani Kamili z Bydgoszczy taki scenariusz jednak się spełnił. - Krótko po północy musieliśmy przerwać nasze wesele - wspomina kobieta. - Miałam atak. Dostałam napadu epileptycznego, jak to określili lekarze. Prosto z sali, ubrana w sukienkę ślubną, trafiłam na oddział intensywnej terapii. Dziesięć dni spędziłam w szpitalu. Kolejne dwa tygodnie spędziłam na wózku inwalidzkim. Inaczej nie dałabym rady się poruszać. Dopiero potem stanęłam na nogi.
Pani Kamila przyznaje, że znowu nie daje rady. Tym razem z mieszkaniem. - Żyjemy w szóstkę na 36 metrach kwadratowych - mówi. - To jakby powiększona kawalerka w parterowym budynku socjalnym na uboczu miasta. Postawiliśmy ścianki działowe, tak powstały trzy malutkie pokoje. Chodziło o to, żeby każdy z nas zyskał kąt. Mieszkanie gminne, a od zawsze dbamy, jak o własne. Wszystkie remonty za swoje pieniądze przeprowadziliśmy.
Na małym metrażu mieszkają pani Kamila z mężem i czworo dzieci. - Najstarszy syn ma 22 lata, środkowy skończył 14 lat. Obaj są synami mojego męża z jego pierwszego małżeństwa. Mama chłopców chorowała, zmarła kilka lat temu. Krótko po jej śmierci zaczęłam spotykać się z wdowcem. Później mieliśmy ślub, no i to przerwane wesele. Mieszka z nami jeszcze 11-letni syn z mojego poprzedniego związku oraz 5-letnia córka, której doczekałam się z obecnym mężem.
Gdy pani Kamila drugi raz stawała na ślubnym kobiercu, jej wybranek też miał mieszkanie. Tak samo socjalne. - Większe, niż moje, bo 59-metrowe - zaznacza bydgoszczanka. - Uznaliśmy, że po ślubie mąż ze swoim młodszym synem przeprowadzą się do nas, a jego pierworodny syn zostanie w starym mieszkaniu. Mieszkał tam pięć miesięcy. Wiedziałam, że mieszkanie męża jest zadłużone. Długi powstały jeszcze za życia jego pierwszej żony. Czynsz wynosił 1,23 złote za metr kwadratowy, więc łącznie do zapłaty było niespełna 73 złote miesięcznie. Niby niewiele. Nie wnikałam, z jakiego powodu nie płacili. To była przeszłość, w której nie uczestniczyłam.
Pani Kamili i jej synowi, właśnie w tej przeszłości, czyli kiedy mieszkali jedynie we dwoje, wystarczał dotychczasowy metraż. Gdy rodzina się powiększyła, zrobiło się ciasno. - Przestaliśmy mieścić się z wszystkimi meblami i rzeczami. Chciałam starać się o zamianę mieszkania z zasobów miasta na większe - przyznaje 39-latka. - Tak się natomiast złożyło, że na moim mieszkaniu także wystąpił dług, akurat w wysokości 2500 złotych. To chyba nie jest kolosalna kwota, każdemu może się powinąć noga. W lutym 2024 roku skończyła się nam pięcioletnia umowa najmu i powinnam podpisać drugą. Urzędnicy się nie zgodzili na przedłużenie. Administracja Domów Miejskich dodatkowo skierowała sprawę o eksmisję przeciwko mnie, dłużniczce, i mojej rodzinie.
Szefostwo ADM wyjaśniało: - W każdym wypadku ubiegania się o prawo do lokalu socjalnego, zainteresowany powinien dowieść spełnienia przesłanek do zawarcia bądź przedłużenia umowy najmu i uprawnień tych nie uzyskuje automatycznie, zwłaszcza, iż najem socjalny z założenia jest doraźną pomocą, mającą na celu zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych, aby osoby, zamieszkujące na podstawie najmu socjalnego mogły podjąć czynności zmierzające do zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych we własnym zakresie.
- Sąd uznał, że mamy spłacić dług czynszowy i wtedy będziemy mieli szansę na nową umowę najmu, zatem będziemy mogli wnioskować do miasta o zamianę mieszkania na większe - dopowiada czytelniczka.
Uregulowała płatności za swoje mieszkanie, zgodnie z nakazem sądu. - Najpierw oddałam 2000 złotych za czynsz, później dopłaciłam brakujące 500. Od ponad roku i tak mieszkamy bez umowy, nielegalnie. Nie wyprowadziliśmy się, ponieważ nie mieliśmy dokąd. Na wynajem chociażby dwóch pokoi na wolnym rynku nas nie stać.
Pani wymienia dochody rodziny: - Przyznano mi grupę inwalidzką, ale renty żadnej nie dostaję. Dorabiam. Nie mogę podjąć normalnej pracy, bo mój syn jest niepełnoprawny i wymaga szczególnej opieki. Ma 20 godzin miesięcznie terapii w domu, chociaż ciężko o rehabilitację w takich warunkach. Mąż jest zatrudniony na pół etatu jako kaletnik. Choruje, oddycha przy wsparciu aparatury. Dłużej nie może siedzieć w pracy. Zarabia około 2000 złotych netto. Opieka społeczna przekazuje 4600 złotych zasiłków z dodatkami. Są również trzy 800 plus, zatem na dwóch synów i córkę. Najstarszy syn przedtem pracował. Dziś szuka nowego zajęcia.
Bydgoszczanka twierdzi, że kasa rozchodzi się w mig. - Wydajemy ją przede wszystkim na jedzenie i lekarstwa. Co miesiąc płacimy 200 złotych za bezumowne zajmowanie mieszkania. Na ogrzewanie centralne wydajemy 460 złotych, a wywóz śmieci kosztuje nas 135 złotych. Nie żyjemy ponad stan, lecz gdybyśmy wynajęli mieszkanie od prywatnego właściciela, płacilibyśmy pewnie ponad 2000 złotych. Zabrakłoby na życie.
Nasza rozmówczyni podkreśla: - Nie ma opcji przeprowadzki do mieszkania, kiedyś zajmowanego przez męża, jeszcze z jego pierwszą żoną i chłopcami, choć to wciąż pustostan. Krótko po naszym ślubie, mąż musiał zdać dawne mieszkanie z powodu zadłużenia. Mielibyśmy prawo odzyskać stare mieszkanie męża, gdybyśmy spłacili widniejące na nim zadłużenie. Dług podrósł do 102000 złotych i nadal rośnie. Tutaj nie czynsz stanowi kłopot, tylko odsetki są gigantyczne.
- Od zeszłorocznej akcji pilnuję się, żeby nie być ani złotówki na minusie z opłatami. U męża sprawy też się prostują. Będzie miał ogłoszoną upadłość konsumencką, co oznacza, że długi z przeszłości, w tym za mieszkanie socjalne, znikną. Chciałam ponownie starać się o zamianę mieszkania na większe. Myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze, skoro wyszłam z długów.
Otóż źle myślała.
Kobieta zrozumiała, kiedy dostała odmowę z ADM, dotyczącą ponownego zawarcia umowy najmu. „Powodem negatywnego rozpatrzenia sprawy jest fakt, iż dokonali państwo bez zgody wynajmującego przebudowy korytarza, zagospodarowując jego część na kuchnię. Powyższe działanie jest niezgodne z przyjętymi i zaakceptowanymi przez państwo ogólnymi warunkami najmu. Wszelkie ulepszenia lokalu mogą być dokonywane jedynie za zgodą wynajmującego i na podstawie pisemnej umowy, określającej sposób rozliczeń z tego tytułu”.
W administracji podają, że dwukrotnie informowali najemców o tym, żeby przywrócić lokal do stanu pierwotnego. Skutku nie widać.
- Racja, zajęliśmy część korytarza, około cztery metry - mówi pani Kamila. - Przejście służy tylko nam, prowadzi jedynie do naszych drzwi. Sąsiedzi z niego nigdy nie korzystali. Nie wadzi im, że wystawiliśmy mebelki na korytarz. Zdecydowaliśmy się zagarnąć jego część, żeby nie trzymać rzeczy w workach w domu. Wewnątrz na nie brakuje miejsca. Ne pomyślałam, aby najpierw zapytać w administracji, czy możemy tak zrobić. Potem poprosiłam o dopisanie tego kawałka do naszego mieszkania. Obiecałam, że przy przeprowadzce wszystko doprowadzę do poprzedniego stanu. Jak interweniowałam w tej sprawie w ADM, było po fakcie. Znaczy: wspomniane cztery metry już zajmowaliśmy.
Nie wszystko stracone. - Mogą państwo zwrócić się kolejny raz o zawarcie umowy najmu dopiero w sytuacji zastosowania się do wskazań wynajmującego - tłumaczy ADM.
39-latka z mężem usuną wszystko z korytarza, chociaż nie wiedzą, gdzie te rzeczy postawią. - Jeżeli to pomoże nam odzyskać szansę na zawarcie umowy, jednocześnie na zamianę mieszkania, to tak zrobimy - kończy pani Kamila.
