To już kolejna odsłona walki pracowników służby zdrowia o lepsze płace dla siebie i dostępność pacjentów do świadczeń medycznych. Tym razem protest jest mniej odczuwalny dla pacjentów, bo teraz o swoje zabiegają diagności, a nie fizjoterapeuci, jak wcześniej pisaliśmy.
- Tak, trzy panie są na zwolnieniach lekarskich, ale laboratorium pracuje normalnie - mówi Leszek Bonna, dyrektor chojnickiego szpitala. - Wszystkie pilne badania i te szpitalne są wykonywane.
Dyrektor protestowi się nie dziwi. Zauważa, że ci chojniccy diagności po prostu wpisują się w akcję ogólnopolską. To przecież cała grupa diagnostów laboratoryjnych w całej Polsce protestuje - domaga się wyższych wynagrodzeń, wyższych dodatków, takie, jakie otrzymały panie pielęgniarki i ratownicy.
- To minister zdrowia sobie nie radzi z protestem ogólnopolskim - mówi dyrektor. - Owszem, trzy panie wzięły zwolnienia, ale badania pilne i szpitalne są obstawione.
Laboratorium nie jest zamknięte. Zresztą, szpital ma podpisane umowy z dwoma innymi laboratoriami i gdyby była taka potrzeba, będzie korzystać z ich usług.
- Kto ma pilne skierowanie i ma taką potrzebę, badania będą więc wykonywane - mówi dyrektor. - Tak więc jakiegoś większego niepokoju dla pacjentów nie ma, a kto nie ma pilnego wskazania, to może przecież dwa czy trzy dni poczekać.
Przypomnijmy, w ubiegłym tygodniu na zwolnieniach lekarskich byli fizjoterapeuci. Wtedy pacjenci, którzy mieli umówione terminy rehabilitacji, zostali odesłani na późniejsze terminy. Kierowniczka działu rehabilitacji kontaktowała się z nimi osobiście, informując o sytuacji i powodach.
Teraz godziny pracy w dziale rehabilitacji będą wydłużone specjalnie po to, by pacjenci mogli skorzystać z koniecznych zabiegów.
Czy protest przyniesie wymierne efekty? Czy rehabilitanci, diagności i przedstawiciele innych zawodów medycznych mogą spodziewać się dialogu z ministrem zdrowia?
PiS obiecuje: 500 plus na pierwsze dziecko, "13" emerytura dla najstarszych.
