Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"W ciągu paru sekund mogłem się podnieść z wózka. To scena jak z Biblii wyjęta..."

Hanka Sowińska [email protected]
archiwum Piotra Zmierczaka
Widzieli mężczyznę siedzącego na wózku inwalidzkim. Bardzo chorego. Nagle zobaczyli, że on wstaje i idzie. Czy myśleli, że to cud? Nie, to tylko dwa stymulatory znowu zaczęły działać.

Gdy skóra na twarzy boleśnie się napina, a z ust leci ślina, gdy ręce wykonują niezrozumiałe ruchy, a usta nie chcą wypowiedzieć nawet kilka słów, to jego wina. Jego czyli mózgu. Najbardziej złożonego i ciągle jeszcze tajemniczego organu ludzkiego ciała.

- Mózg przestaje produkować dopaminę. To neuroprzekaźnik, którego brak powoduje między innymi sztywność mięśniową i drżenie - Piotr Zmierczak, mieszkaniec Ciechocinka o swojej chorobie wie chyba wszystko.

Przeczytaj także:Parkinson atakuje również młodych

Zmaga się z nią od ponad 20 lat. Było z nim już bardzo źle. Ale od trzech lat jest "nowym człowiekiem".

Był rok 1817, gdy londyński lekarz James Parkinson jako pierwszy rozpoznał i opisał symptomy tego schorzenia (od niego właśni pochodzi nazwa tej choroby). Jednak dopiero w XX wieku rozpoznano jej mechanizm. Zanim skończyło się drugie tysiąclecie w Bydgoszczy, w szpitalu wojskowym, przeprowadzono pierwszą operację głębokiej stymulacji mózgu. W chorobie Parkinsona właśnie.

Piotr ma teraz 45 lat. Wygląda na młodszego. - Szczeniacka uroda. Ząb czasu mnie nie naruszył - śmieje się.

To był schyłek PRL-u. Studiował na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu (już w szkole średniej amatorsko grał w siatkówkę), mając skończone dwuletnie Studium Nauczycielskie Wychowania Fizycznego w Toruniu.

- Zaczynałem piąty semestr, gdy pojawiły się pierwsze objawy. Dosłownie książkowe - podczas marszu prawa ręka przestała balansować, kulałem na prawą nogę, stopa zostawała w tyle, a mowa stała się zamazana - opowiada.

Lekarz ogólny podejrzewał, że to może "coś od kręgosłupa". Neurolog we Włocławku mówił o stwardnieniu rozsianym.

- Jest takie wspaniałe urządzenie, które pozwala stwierdzić, czy to SM (łac. sclerosis multiplex - przyp. H. S.) To rezonans magnetyczny. Na początku lat 90. miał go tylko warszawski Szpital Kolejowy. Nie sposób było się tam dostać. Mojemu tacie się udało. Badanie wykluczyło u mnie tę chorobę.
O tym, że cierpi na chorobę Parkinsona, usłyszał od prof. Zdzisława Maciejka, bydgoskiego neurologa, pod opieką którego pozostaje do dziś.

- Zacząłem łykać madopar. To specyfik stosowany w leczeniu Parkinsona od ponad 40 lat. Po pierwszych dawkach poczułem się rewelacyjnie. Do tego stopnia, że myślałem, iż będę mógł wrócić na studia - wspomina.

Tak się nie stało. Tabletki działały, ale Piotr musiał przyjmować coraz większe ilości, bo organizm się uodpornił. Dawki dochodziły do tysiaca miligramów dziennie! Łykał po 10 tabletek, co 2-3 godziny.

Po sześciu latach leczenia pojawiły się uboczne skutki.

- Bardzo nieprzyjemne dyskinezy, czyli ruchy wykręcające. Nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Spałem w jednym pokoju z siostrą, tylko dlatego, by mogła mnie w nocy kilkakrotnie przekręcać na boki. Mowa stała się słaba i niewyraźna. Przestałem prawie chodzić. Pojawił się ślinotok, sztywność mięśni, napięta skóra. To była makabra. I wtedy prof. Maciejek zaproponował mi operację.

Trafił do Kliniki Neurochirurgii w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Bydgoszczy. W 1999 r. jej szef, prof. Marek Harat wykonał pierwszą operację głębokiej stymulacji mózgu u pacjenta z chorobą Parkinsona.

- Profesor Harat dał mi nowe życie. Nawet mu powiedziałem, że jest dla mnie jak ojciec.
Zanim trafił na stół operacyjny, przeszedł wiele skomplikowanych badań. Między innymi na pamięć logiczną, bo nie wszyscy chorzy kwalifikują się do takiego zabiegu.

- Mnie predysponowało to, że byłem jednym z młodszych pacjentów. Panuje stereotyp, że ta choroba dotyka osoby w starszym wieku, tymczasem są różne postacie Parkinsona.

Jakie miał obawy przed operacją?

- Obawy? Tylko ogromną nadzieję! Do tego stopnia, że jak się obudziłem, to byłem załamany. Ale wtedy jeszcze stymulator nie został włączony.

Pierwsza operacja była 23 stycznia 2009 roku. - Wszczepiono mi elektrodę do prawej półkuli mózgowej, która odpowiada za lewą część ciała. Odczułem poprawę, ale nie taką, jakiej oczekiwałem.
Minęło osiem miesięcy. Po badaniach kontrolnych prof. Harat zdecydował się na wszczepienie Piotrowi jeszcze jednej elektrody, do drugiej półkuli.

- Wtedy nastąpił taki mały cud. Ożyłem w ciągu sekundy. Cała sztywność ustąpiła. Mogłem się ruszać, tańczyć. Mogłem już przyjmować mniejsze dawki leku - zamiast tysiąca, brałem sto miligramów, bo stymulator pozwala przedłużyć czas działania leku. Są też mniejsze dyskinezy. To jest coś takiego - Piotr pokazuje pląsanie rąk i ciała.

Po dwudziestu latach po raz pierwszy pojechał w góry na narty. - Mam zdjęcia! - Piotr sięga po telefon komórkowy. Na ekranie widać narciarza stojącego na stoku. To on!

- Proszę nie myśleć, że szusowałem jak zdrowy człowiek. To było jeżdżenie mniej niż amatorskie, ale było. Bez pomocy siostrzeńca nie byłbym w stanie założyć nart.

Za to w tenisa ziemnego nie ma sobie równego. W jeździe na rowerze, i pływaniu też. Na kortach przy ul. Widok spędza po kilka godzin dziennie. Niedawno brał udział w turnieju, w którym rywalizował ze zdrowymi zawodnikami. Na cztery mecze deblowe dwa przegrał i dwa wygrał.

- Dla mnie to ogromny sukces, że w ogóle mogłem wystąpić. Że mogłem się pokazać pośród zdrowych ludzi, którzy traktują mnie jak normalnego współuczestnika zawodów - podkreśla.

Rower to jego sposób na życie. - Gdy czuję, że mam pauera, przejeżdżam 25 km. Jadę nad Wisłą i wracam lasem. Prawie równolegle do autostrady. Jeśli jestem w słabszej formie, wybieram krótszą trasę przy tężniach. Ma dziesięć kilometrów.

W rowerowych wyprawach towarzyszy mu pies Bari. - Ze schroniska go wzięliśmy. Ma już 12 lat. On mi trochę życie uratował.

Chodzi też z kijkami. - Staram się na maksa żyć aktywnie, korzystając z możliwości, jakie dają stymulatory.

Początki życia "pod prądem" były dość strachliwe. Piotr bał się, że stymulator może się wyłączyć. - Dwa razy jeden, a za trzecim wyłączyły się obydwa. Wróciło wszystko, co najgorsze.

To było w sierpniu tego roku. Przez sześć dni przeżył koszmar. - Nie mogłem mówić, wydawałem z siebie pojedyncze sylaby. Pojawił się okropny ślinotok. Znowu w nocy leżałem na plecach i nie mogłem się przekręcić. Wrócił potworny ból mięśni, skóra była napięta jak na bębnie. Miałem trudności z chodzeniem. Byłem jak roślinka. Siedziałem w fotelu 14 godzin, nawet do łazienki sam iść nie mogłem. Ale ten niezwykle trudny czas pokazał mi, jak wyglądam naprawdę, jaki jest mój stan po ponad dwudziestu latach zmagania się z Parkinsonem.

Czytaj też: Wystarczy jeden zły gen i atakuje Huntington. Na zawsze!

Siostra zawiozła go do szpitala. Piotr siedział na wózku. Na korytarzu było sporo osób.
- Przyszedł profesor, wyciągnął specjalne urządzenie do sprawdzenia działania stymulatora, który przypomina palmtopa. Przytknął końcówkę i powiedział. - A teraz wstań i idź. W ciągu sekundy mogłem się podnieść z wózka i iść. Reakcja ludzi na korytarzu była niesamowita. To scena żywcem z Biblii wyjęta. Przecież Jezus też mówił do sparaliżowanego człowieka: - Wstań i idź. Poryczałem się...
Nie wie, jak mogło dojść do wyłączenia obu stymulatorów. - Chyba nie było w tym mojej winy. Kuchenka mikrofalowa może zaszkodzić, dlatego się do nie zbliżam, pod transformatorami nie przechodziłem.
Stymulatory umieszczane są najczęściej w okolicy podobojczykowej, pod skórą. Po pięciu latach wyczerpią się baterie. - To prosty zabieg. Czaszki już nie trzeba wiercić.

Chód Piotra nie jest co prawda idealny, ale nie ma objawów dyskinezy czy swoistego "zamrożenia", kiedy idąc ulicą nagle nie mógł ruszyć z miejsca.

- To były bardzo przykre chwile. Ludzie na mnie patrzyli i pewnie niektórzy sądzili, że widzą faceta po kilku drinkach.

W rodzinie Piotra nikt na Parkinsona nie chorował. - Nic takiego nie zrobiłem, że akurat mnie ona dopadła. Cała nadzieja w komórkach macierzystych - dodaje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska