Wystarczy przejść się po mieście. Na niektórych ulicach aż czarno od dymu. - Na Lipnowskiej trzeba by skontrolować niemal wszystkich - przyznaje Mieczysław Gutmański, przewodniczący rady miejskiej.
Jednak złapanie kogoś na nielegalnym spalaniu śmieci w domowych piecach okazuje się niezwykle trudne.
W tym roku golubsko-dobrzyńska straż miejska miała tylko jedno zgłoszenie. Na numer 112 zatelefonowała radna Ewa Kardaszyńska z informacją, że w jednym z domów, należącym akurat do radnego, z komina idzie czarny, śmierdzący dym. Interwencja została przekierowana do straży miejskiej. - Zadzwoniłam, bo mnie piorun strzelił - argumentuje radna.
- Byliśmy tam zaraz po tym telefonie, ale w piecu był spalany węgiel - zapewnia komendant Zbigniew Pomiankiewicz. Dodaje, że przy okazji strażnicy skontrolowali także pobliską piekarnię, wokół której kłębiły się czarne chmury. - Tam również palono węglem - rozkłada ręce komendant.
Przeczytaj również: Kierownik z golubsko-dobrzyńskiego urzędu z zarzutami
W jaki sposób służby to sprawdzają? - Naocznie - odpowiada strażnik. A więc najprościej jak można, patrząc do pieca. - Żadnych specjalnych urządzeń do tego nie mamy - wyjaśnia komendant. - Jeśli w piecu znajduje się węgiel czy drewno, to wszystko jest w porządku.
Zgłoszenia w tej sprawie przyjmuje także policja. - W tym roku nie mieliśmy jeszcze takich sygnałów - odpowiada mł. asp. Justyna Skrobiszewska, rzeczniczka komendy. - W ogóle to zdarzają się one sporadycznie. W ubiegłym roku sama uczestniczyłam w wyjaśnianiu jednego przypadku. Interweniowali sąsiedzi, że w domu obok palone są plastiki. To był jednak mokry miał.
Golubsko-dobrzyńska straż miejska w ubiegłym roku interweniowała osiem razy. - Nie stwierdziliśmy, aby mieszkańcy spalali odpady - mówi komendant, dodając: - Wydaje mi się, że ten czarny dym zależy od rodzaju węgla. A poza tym, jak jest niskie ciśnienie, to osadza się niżej.
Po co więc dzwonić?
- Warto - odpowiada Zbigniew Pomiankiewicz. - Bo pójdziemy i sprawdzimy. Spalać odpadów w domu nie wolno. Za takie zachowanie grozi mandat do 500 zł, a w drastycznych przypadkach nawet areszt.