Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Grudziądzu nie było komu zająć się chorym lisem

Łukasz Ernestowicz
Dopiero po dwóch godzinach lis znalazł się w klatce. Czy był wściekły? Wykażą badania.
Dopiero po dwóch godzinach lis znalazł się w klatce. Czy był wściekły? Wykażą badania. Fot. łukasz ernestowicz
Ponad dwie godziny czekali na pomoc. W tym czasie, zapewne wściekły, lis pożerał ich psa.
W Grudziądzu nie było komu zająć się chorym lisem

Zwierzę mogło zaatakować ludzi lub uciec do pobliskiej szkoły.

Ale nawet takie zagrożenie nie zmobilizowało służb miejskich do szybkiej reakcji.
Wczoraj późnym rankiem, Robert Ostrycharczyk z ulicy Jagiełły zaczął szukać swojego psa - dużego wilczura. - Znalazłem go konającego w ogródku. Jego ciałem trzęsły drgawki, a z pyska toczyły się śluz i piana! Nie wiedziałem co się stało, ale kiedy zbliżyłem się do psa, zza szopy wyszedł przyczajony lis! - mówi drżącym głosem mężczyzna.

Dzikie zwierzę...
...wyglądało jakby było wściekłe, więc Robert szybko wyszedł z ogródka. Próbował przegonić lisa rzucając kamieniami, ale zwierzę się nie bało. Wręcz przeciwnie... przystąpiło do krwawej uczty nad biednym psem. Mężczyzna zadzwonił po policję, a zatrwożeni sąsiedzi po straż miejską. Funkcjonariusze nie przyjeżdżali. Mieszkańcy poprosili o pomoc "Gazetę Pomorską".

- Mój Cezar! Tato on je mojego Cezara! - płakał 10-letni Denis, syn Roberta. - Tato zrób coś!
- Już dzwoniłem synku po policję i powiedzieli, że za chwilę przyjadą - uspokajał chłopca mężczyzna. Ale funkcjonariuszy wciąż nie było.
- Za co oni pieniądze biorą?! Przecież ten lis może stąd uciec, choćby na teren pobliskiej szkoły! To mniej niż 200 metrów! - bulwersowali się ludzie zgromadzeni na ulicy.

Dopiero po dwóch godzinach pojawił się pracownik schroniska z klatką i kijem zakończonym pętlą. Ale samodzielnie lisa nie udało mu się schwytać, więc zadzwonił po pomoc. Po chwili przyjechał leśniczy lasów komunalnych w towarzystwie komendanta straży miejskiej. Wtedy lis w końcu znalazł się tam, gdzie powinien siedzieć już dwie godziny wcześniej - w klatce.

Nie zareagowali
- To skandal, żeby tak długo czekać na pomoc! - krzyczeli zgromadzeni mieszkańcy domu i przypadkowi świadkowie. - Dlaczego nikt nie zareagował na zgłoszenia?
- Po telefonie od mieszkańców, poinformowaliśmy o wezwaniu pracowników schroniska, a oni zapewnili nas, że przyjadą niezwłocznie - tłumaczył Jan Przeczewski, szef grudziądzkich strażników, ale jednocześnie przyznaje: - Mimo że nie mamy żadnych zabezpieczeń i urządzeń do chwytania dzikich zwierząt, to według mnie dyżurny powinien przysłać patrol, bo bezpieczeństwo mieszkańców było zagrożone. Wyciągniemy wnioski z tego zdarzenia.

Nic do zarzucenia sobie nie ma leśniczy lasów komunalnych: - Przyjechałem tutaj tylko z własnej dobrej woli, bo nie mam obowiązku łapania dzikich zwierząt. W naszym mieście, tak jak w całym kraju, nie ma odpowiednich procedur, które wskazywałyby jak należy w takich sytuacjach postępować - mówi Andrzej Zielaskowski. - Nawet nie wiem co mam teraz z tym lisem zrobić. Zabiorę go do leśniczówki, gdzie zostanie poddany obserwacji lekarza. Nie możemy wykluczyć tego, że jest wściekły, ale będziemy to wiedzieli dopiero za dwa tygodnie, bo tak długo potrwa obserwacja lisa.

Mieszkańcy nie mieli bliskiego kontaktu z dzikim zwierzakiem. Ich zdrowiu nic nie grozi. Policjanci przyjechali, gdy lis siedział już w klatce. Swojej opieszałości nie wyjaśniali. Pouczyli mieszkańców, że jeśli są niezadowoleni z interwencji, to mają prawo złożyć skargę komendantowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska