https://pomorska.pl
reklama

Wilki albo psowilki zaatakowały stado owiec w Jeżewie pod Łabiszynem. To była rzeź: 27 martwych zwierząt i dziesiątki rannych

(iwo)
To "coś", jak mówi żona właściciela gospodarstwa, zaatakowało stado ich owiec w Jeżewie pod Łabiszynem. To była masakra: 27 martwych zwierząt i dziesiątki rannych. Trwa sprawdzanie, jakie zwierzęta doprowadziły do tej rzezi. Niedawno głośno było w tym rejonie o mieszańcach wilka z psem, tzw. psowilkach.
To "coś", jak mówi żona właściciela gospodarstwa, zaatakowało stado ich owiec w Jeżewie pod Łabiszynem. To była masakra: 27 martwych zwierząt i dziesiątki rannych. Trwa sprawdzanie, jakie zwierzęta doprowadziły do tej rzezi. Niedawno głośno było w tym rejonie o mieszańcach wilka z psem, tzw. psowilkach. pixabay
Od niedzieli, 8 czerwca, w Jeżewie (gm. Łabiszyn) wilki (?) lub hybrydy wilka z psem wtargnęły już dwa razy do gospodarstwa Daniela Studzińskiego, zabijając 27 owiec, w tym ciężarne. Ponad 60 zwierząt odniosło poważne rany. Do wznowionego ataku doszło mimo obecności psów i patroli właściciela.

O sprawie jako pierwszy poinformował portal palukiznin.pl.

Wilki (?) lub hybrydy wilka z psem przedostały się do dwóch budynków inwentarskich. Zaatakowane owce to w większości młode sztuki, m.in. rzadkiej rasy merynos polski.

Właściciel oszacował wstępnie straty na około 30 tys. zł.

Sprawą od razu zajął się Referat rolnictwa, ochrony środowiska i gospodarki nieruchomościami z Urzędu Miejskiego w Łabiszynie. Powiadomiona została Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy oraz Powiatowa Inspekcja Weterynaryjna w Żninie.

Hodowca i jego rodzina obawiają się kolejnych napaści.

Przeczytaj także:

Właściciele gospodarstwa w Jeżewie koło Łabiszyna tak relacjonują ataki dzikich zwierząt na ich stado

Wyjaśnijmy najpierw, że gospodarstwo państwa Studzińskich w Jeżewie prowadzone jest od wielu lat.

- Dziadek męża przybył do Jeżewa z gór. Tam jego rodzina pasła owce, przeniósł tę tradycję do gminy Łabiszyn, tu założył swoje stado - opowiada Lidia Studzińska, żona właściciela gospodarstwa. - Po dziadku przejął to ojciec męża. Obaj - dziadek i ojciec już nie żyją. Ale tradycja w rodzinie pozostała.

Obecnie owce i bydło mają Daniel Studziński z Lidią, a powoli zarządzanie przejmuje syn Dominik.

- Mąż to kocha. W sumie nasze stado, przed tragedią, liczyło 400 sztuk. Mamy merynosa polskiego. W Polsce jest ich mało - podkreśla pani Lidia. Jak mówi, ani dziadek, ani ojciec nie wspominali, aby kiedyś dochodziło tu do takich ataków jak ostatnio.

Tragedia rozegrała się w niedzielę, 8 czerwca, wcześnie rano.

Był to pierwszy atak dzikich zwierząt (hybrydy wilka z psem?) w ich gospodarstwie. Lidia Studzińska nie mówi bezpośrednio o wilku, chociaż ślady mogą wskazywać na te zwierzęta.


- Widzieliśmy ślady łap. Różnej wielkości - podkreśla.

- Syn wrócił z imprezy po godzinie 4. Bliżej 5 sprawdził stado, wszystko było jeszcze w porządku. Ale gdy mąż poszedł o 6, zobaczył rzeź. Padły 23 sztuki owiec - zostały zagryzione albo się podusiły, gdy ze strachu gromadziły się w jednym miejscu. Około 60 jest "umarnowanych", z wygryzionymi dziurami, z połamanymi nogami.

Rolnictwo

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Po tej rzezi musieli podjąć wielotorowe działania. Trzeba było ratować pokaleczone, podawać antybiotyki, przewozić w bezpieczne miejsce.

Przyszła kolejna noc, z niedzieli na poniedziałek, 9 czerwca.

Rodzina Studzińskich rozplanowała dyżury. Pozabezpieczała dodatkowo obiekty.

- Do 3 nad ranem mąż miał objeżdżać halę, gdzie jest dużo matek, samochodem. I tak robił. Hałasował, włączał światła. Później miał go zastąpić syn.

Tymczasem niespodziewanie rozległ się hałas bliżej domu, z budynku gospodarczego.

- Wstałam około 1 w nocy, syn za mną. Psy zaczęły ujadać. To coś, bo nie wiem dokładnie, co to było, warknęło i syn się wycofał. Znaleźliśmy różne ślady - małe, średnie, duże.

- Syn pobiegł do budynku, po chwili zawołał: "Był tu". Krew jeszcze kipiała. Zagryzione zostały 4 jagnięta. Trzy poharatane, a przy nich matka. To coś uciekło przesmykiem między kojcem a budynkiem.

W poniedziałek, 9 czerwca, w południe przyjechały do Jeżewa przedstawicielki RDOŚ. - Spisaliśmy protokół, napisaliśmy wniosek, żeby dostać flary i że "możemy płoszyć". Założono też 3 fotokomórki, żeby sprawdzić, co to za zwierzęta zaatakowały gospodarstwo.

Przed rodziną Studzińskich trzecia noc - nieprzespana, by bronić stada. Z poniedziałku na wtorek, 10 czerwca.

- Założyliśmy pastucha, są flary. Współpracuje z nami koło łowieckie. Wcześniej przyjechało kilka osób deklarując, że też mogą pomóc.

- Mąż mówi, że prędzej to on padnie niż zrezygnuje. To będzie walka do ostatniej owieczki. Nie poddamy się. Dziś jesteśmy my, jutro mogą być kolejni, inne gospodarstwa. Ale teraz mówimy o rolnikach, a przecież ludzie też chcą iść do lasu! Z kijkami, na rowerach, chcą biegać po lesie. A ja teraz boję się nawet iść za budynek. Jak się kiedyś chodziło na pole, do pracy, teraz nie pójdę, boję się.

- Ludzie komentują, "źle się zabezpieczyli". To, co było, zostało rozszarpane i przeszły do owiec. Zamówiliśmy kolejne zabezpieczenia. Montaż potrwa - dodaje pani Lidia.

Ma nadzieję, że problem uda się skutecznie rozwiązać.

- Jak na wsiach wyjedzą, przyjdą do miasta. Nie można do tego dopuścić.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Czerwcowa waloryzacja emerytur - jest nowy wskaźnik. Tak urosną świadczenia od lipca

Czerwcowa waloryzacja emerytur - jest nowy wskaźnik. Tak urosną świadczenia od lipca

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska