Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W samo południe: Kasa Hipku, kasa…

Marta Pieszczyńska
Marta Pieszczyńska, autorka komentarza "W samo południe"
Marta Pieszczyńska, autorka komentarza "W samo południe" archiwum
Kierowcy ciężarówek muszą mieć tachografy. Muszą i koniec. A lekarze? Mogą pracować do upadłego. Bezpieczeństwo w opiece nad chorym najwyraźniej nie jest ważne.

Mówi się, że w Polsce brakuje lekarzy, że w porównaniu z innymi krajami, wypadamy pod tym względem fatalnie. Alarmowała już NIK, alarmował NFZ. Ale gdyby przyjrzeć się problemowi, nietrudno zauważyć, że brakuje głównie lekarzy z zakresu ratownictwa medycznego, geriatrów, lekarzy rodzinnych czy neonatologów. Przypadek? Ależ gdzie tam! Te specjalności nie cieszą się zainteresowaniem z prostej przyczyny - ani neonatolog, ani geriatra nie otworzy prywatnego gabinetu. Trudno by mu też znaleźć zatrudnienie w prywatnej klinice, ponieważ te nastawione są głównie na kardiologów, neurologów czy chirurgów. Tymczasem praca poza publiczną placówką medyczną to dla lekarzy chleb powszedni. Przede wszystkim jednak - dobry zarobek.

Czytaj: Ile godzin dziennie pracują lekarze? Jedno jest pewne - pracują ponad normę!

Ktoś powie "Przecież wiele osób dorabia poza etatem". I ok, tak jest, bo pensje z umowy o pracę nie wystarczają im na dobre życie. Czy nie wystarczają lekarzom? Trudno mi uwierzyć, że doktorzy ledwo wiążą koniec z końcem i dlatego pracują grubo ponad normę. Z publicznego szpitala, praktycznie nie zdejmując fartucha, pędzą do kliniki prywatnej. Albo na odwrót. Kto z nas nie sterczał pod gabinetem, zastanawiając się, dlaczego lekarz nie przyjmuje? A powinien to robić od godziny. Odpowiedź jest prosta - najpewniej nie wyrobił się w przychodni prywatnej.

Nikt nie potrafi powiedzieć, ile tak naprawdę pracują lekarze. Etatowców kontrolują dyrektorzy placówek publicznych. Tygodniowo mogą oni przepracować maksymalnie 48 godzin. Ale po opuszczeniu placówki publicznej, medyk ma wolną rękę. Może kontynuować "pomoc" pacjentom w ramach prywatnej praktyki. Inspekcja pracy nawet nie pogrozi mu palcem, bo … nie może.

Jak się okazuje lekarze pracują nawet ponad 300 godzin miesięcznie, biorą po kilka 24-godzinnych dyżurów, po zakończeniu których, bez chwili odpoczynku, biegną "leczyć" dalej. Efekt? Ani w ramach prywatnej, ani w ramach publicznej opieki zdrowotnej, pacjent nie ma gwarancji, że trafi w ręce wypoczętego lekarza. Tym samym - nie ma gwarancji, że jest bezpieczny.

Dlaczego limity czasu pracy obowiązują kierowców samochodów ciężarowych, a lekarzy już nie? Dlaczego nikt z rządzących nie zajął się tą sprawą, dlaczego nikt nie wymyślił rozwiązania? I w końcu - dlaczego pozwala się na to, aby lekarze, którzy składają przecież przysięgę Hipokratesa, stawiali zarobek ponad dobro pacjenta?

Nie tak dawno pewien piłkarski trener kochający pieniążki błysnął frazą: "Kasa Misiu, kasa…". Czyżby w służbie zdrowia rządziła dziś zasada " Kasa Hipku (zdrobnienie od Hipokratesa- przyp. MP), kasa…" ?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska