Bo teraz świat wychodzący z kryzysu chce wiedzieć, jaką cenę za to zapłaci. "Żart" premiera Tuska o tym, że Polska już z niego wyszła, lepiej od razu między bajki włożyć, bo sytuacja jest zbyt poważna.
A warianty są co najmniej dwa.
Jeśli Kongres USA zdecyduje o ataku na Syrię, prawie pewne jest to, że ceny ropy jeszcze wzrosną. Jeszcze, bo czarne złoto już drożeje.
Spekulanci od dawna obserwują sytuację na Bliskim Wschodzie. Co prawda Syria ropy ma niewiele, ale sąsiednie państwa (np. Irak) mogą dyktować warunki. Od kilku miesięcy na giełdach wzrasta liczba kontraktów długoterminowych na dostawy ropy.
Czytaj też: Atak syryjskich (?) hakerów na stronę bydgoskich wędkarzy
Amerykańska interwencja zbrojna może podnieść cenę nawet do 125-130 dolarów za baryłkę. Jeśli potrwa dłużej, utrudni produkcję ropy innym państwom Bliskiego Wschodu, to cena może poszybować do 150 dolarów za baryłkę! I w taki oto sposób nieszczęście Syryjczyków nakarmi zachłannych spekulantów.
Drugi wariant jest taki - Amerykanie rezygnują z interwencji, albo odwlekają podjęcie decyzji z powodu choćby propozycji Władimira Putina w sprawie nadzoru nad syryjską bronią chemiczną. Abstrahując od tego, jaki to będzie miało wpływ na losy Syryjczyków, ropa i tak pozostanie droga. Po pierwsze dlatego, że konflikt na Bliskich Wschodzie nie zostanie rozwiązany i światowe giełdy będą wyczekiwać na rozwój wypadków. Po drugie - jak słusznie zauważyła Urszula Cieślak z BMReflex - do 110 dolarów za baryłkę ropa podrożała nie tylko z powodu sytuacji w Syrii. Już wcześniej rosło zapotrzebowanie na paliwo, bo świat powolutku zaczął odkopywać się z kryzysu gospodarczego. Jeśli ceny będą zbyt szybko rosły, to zakopie się po raz kolejny.
Tak czy inaczej decyzje Obamy, Kongresu USA i Putina odbiją się na cenie polskiego chleba. Bo droższa ropa, to wyższe koszty transportu, produkcji. I choćby polski premier odtrąbił nawet zakończenie kryzysu światowego, lepiej nie będzie.
Czytaj e-wydanie »