Informacje sanepidu na temat ofiar zatruć dopalaczami to tylko podejrzenia. Rzadko kiedy pacjent ma odwagę powiedzieć lekarzowi, że źle się poczuł, bo zażył zawartość podejrzanej saszetki.
- Szpitale, do których trafiają pacjenci z objawami zatrucia, nie mają obowiązku informowania o tym, że ktoś był ratowany po zażyciu dopalaczy - mówi Agnieszka Podleśna, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-epidemiologicznej w Bydgoszczy. - Od stycznia do końca czerwca tego roku w całym regionie było 29 przypadków zatruć prawdopodobnie dopalaczami. Ale mogło ich być znaczenie więcej.
W lipcu prawdopodobnie po zażyciu nieznanego dotąd "dopalacza" zmarł 17-latek z Grudziądza. W tej sprawie trwa postępowanie prokuratury.
Jeszcze do niedawna działał tam sklep "Pachnący dom". Nazwa przywodzi na myśl drogerię? Błąd, grudziądzki kiosk oferował śmiertelnie groźne dla zdrowia dopalacze. - Od początku lata dwa razy interweniowaliśmy w punktach sprzedaży dopalaczy - mówi Ewa Kamińska, inspektor z sanepidu w Grudziądzu.
Czytaj: Nie żyje 17-letni Mateusz z Grudziądza. "Coś mu dosypali?" [nowe informacje]
- W obu przypadkach chodziło o ten sam sklep. Z tym, że po nakazie zamknięcia, został otwarty gdzie indziej. Inspektorzy grudziądzkiego sanepidu w asyście policji zabezpieczyli pięć rodzajów substancji.
- W sumie ze sprzedaży wycofano około sto sztuk produktów.
Były to przede wszystkim saszetki zawierające proszki. Sklepy zostały tymczasowo zamknięte na trzy miesiące. Jeśli do tego czasu specjaliści z warszawskiego laboratorium, do którego wysłano próbki, nie stwierdzą szkodliwości, sklep zostanie pewnie otwarty na nowo.
W Bydgoszczy podobne boje sanepid toczył ze sklepem "Śmieszne rzeczy". Oferowano w nim również dopalacze, ale pod przykrywką, np. soli do kąpieli, czy odświeżacza do powietrza. Po zamknięciu sklepu w bramie przy ul. Gdańskiej, właściciel przeniósł interes na Śniadeckich. Tam też został zamknięty.
O wiele trudniejsza jest walka z dopalaczami w internecie. Zwłaszcza kiedy chodzi o portale działające na innych niż polskie serwerach. Jeden z takich sklepów jeszcze niedawno oferował "nowe narkotyki" pod zakamuflowanymi nazwami: "Cherry Cocolino", Fresh&Funky" i "Sztywny Misza". A wszystko jako fikcja sprzedaży proszków do prania.
- W przypadku zagranicznych stron sprawa nie jest przegrana, bo współpracujemy ze strażą graniczną- mówi Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Sanitarnego. - I właśnie pogranicznicy mogą przechwycić niebezpieczne dopalacze, które są transportowane do kraju.
Specjaliści zaznaczają, że wakacje szczególnie sprzyjają eksperymentom z dopalaczami. A te uzależniają tak samo, jak inne narkotyki.
- Mnóstwo wolnego czasu, brak obowiązków - wylicza Robert Rejniak, terapeuta uzależnień, szef Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii w Bydgoszczy. - A przede wszystkim brak kontroli rodziców. To sprawia, że we wrześniu, październiku przyjmujemy najwięcej nowych osób na terapie odwykowe. To właśnie plon tych letnich eksperymentów.
Czytaj e-wydanie »