https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje z bohaterem w świetlicy w Niewieścinie

Agnieszka Romanowicz
Pana Zygmunta Wegenke przyprowadził do świetlicy jego wnuczek Piotr, który dobrze zna ciekawe opowieści dziadka, zapalonego kronikarza, wiernego Czytelnika "Gazety Pomorskiej”
Pana Zygmunta Wegenke przyprowadził do świetlicy jego wnuczek Piotr, który dobrze zna ciekawe opowieści dziadka, zapalonego kronikarza, wiernego Czytelnika "Gazety Pomorskiej”
Dzięki Zygmuntowi Wegenke z Cieleszyna wczorajszy, deszczowy poranek nie był nudny dla dzieci z Niewieścina, które wakacje spędzają w domu. Tak może być w każdej wsi.

Bo w każdej wsi mieszka ciekawy człowiek, jednak nie każda wieś potrafi z tego skorzystać.
Żadnego problemu nie ma z tym w Niewieścinie, gdzie prężnie działa ks. proboszcz Andrzej Danielski i Stowarzyszenie Rodzina Kolpinga. Wspólnymi siłami prowadzą przykościelną świetlicę "Santiago". Zapraszają do niej ciekawych mieszkańców parafii, by ich opowieściami ubarwić życie dzieci, które wakacje spędzają w domu.

Byłem w waszym wieku

Wczoraj gościł u nich Zygmunt Wegenke z Cieleszyna, człowiek niezwykle radosny, mimo ciężkich przeżyć z II wojny światowej, którą spędził w Koronowie. - Miałem tyle lat, co wy, a pamiętam wszystko tak dobrze, jakby zdarzyło się zaledwie tydzień temu - wspomina pan Wegenke. Był maj 1940 r., gdy 10-letni Zygmuś szedł po zakupy. Nie czuł się tak bezpieczny, jak dzieci, do których kierował swą opowieść. - Stanąłem przy postumencie. Wcześniej była na nim figura Matki Boskiej, ale Niemcy zniszczyli ją w 1939 r. - opowiada. - Wtem syn hitlerowskiego komendanta policji podszedł i uderzył mnie w twarz. Powiedział: "Ty jesteś polska świnia, a twój ojciec jest w obozie". Rozpłakałem się i uciekłem do domu.
Tata pana Wegenke zginął w austriackim obozie koncentracyjnym Mathausen. - Zabrali go, bo był powstańcem wielkopolskim, chodził w mundurze - wyjaśnia dzieciom pan Wegenke. - Harował w kamieniołomie, gdzie wraz z innymi Polakami nucił patriotyczne pieśni. Zmarł z przemęczenia, skopany przez hitlerowców. Matce powiedzieli, że miał zawał serca.

Pracowałem na dworcu

Pan Wegenke wspomniał też księdza z koronowskiej parafii. - Pochodził z Bawarii. Polski proboszcz zginął w Dachau - uściśla. - Religii uczyła nas katechetka, a ksiądz wpadał czasem wystawić oceny. Raz kazał mi zostać dłużej, przestraszyłem się. Ale ksiądz chciał mi dać pieniądze. Podziękowałem, bo pracowałem jako tragarz. Nieźle zarabiałem, wtedy w Koronowie były dwa dworce.

Niemcy byli wściekli

Niewykluczone, że inny Niemiec ocalił mu życie. - Znał mojego dziadka, bo nosił mu mleko - dodaje. - W lipcu 1941 r. wezwał dziadka do siebie i powiedział, że nocą nasza rodzina ma być wywieziona do obozu. Dziadek kazał nam schować się na polu w stogach. Spałem w jednym z ciocią, a moja siostra i mama w drugim. Ok. północy usłyszeliśmy ujadanie psów i niemieckie okrzyki. Hitlerowcy byli wściekli, że zastali tylko dziadka i ciotkę. Około południa poszliśmy do domu. Pamiętam jak bardzo płakaliśmy, że nikogo w nim nie zastaliśmy.

Powinniście wiedzieć

Dzieci ze świetlicy "Santiago" słuchały pana Wegenke z przerażeniem. - Gdyby tak nas to spotkało, gdyby nas tak wywieźli w nocy i zabili. To byłoby straszne. Nie mogę tego sobie wyobrazić - przyznaje 12-letnia Karolinka Wojciechowska. Pan Wegenke uważa, że takie dzieci jak ona, powinny słuchać wspomnień z wojny. - Ostatnio przeczytałem w "Pomorskiej", jak pewien 15-latek powiedział, że podczas okupacji mieliśmy dobrze, bo za darmo podróżowaliśmy po świecie. Byłem w szoku. Mój tata był takim turystą...
- Mam nadzieję, że spotkanie z panem Wegenke zachęci dzieci do zgłębiania historii ich przodków. Porozmawiajcie ze swoimi pradziadkami i dziadkami! - zachęca Mirosława Ziaja ze Stowarzyszenia Rodzina Kolpinga.
Niebawem w świetlicy "Santiago" pojawią się inni, zacni parafianie. Ich opowieści i refleksje młodych słuchaczy będą upamiętnione w kościelnej gazetce. - Lepsza nauka, nawet w wakacje, niż nuda - zauważa pani Ziaja.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska