Bo w każdej wsi mieszka ciekawy człowiek, jednak nie każda wieś potrafi z tego skorzystać.
Żadnego problemu nie ma z tym w Niewieścinie, gdzie prężnie działa ks. proboszcz Andrzej Danielski i Stowarzyszenie Rodzina Kolpinga. Wspólnymi siłami prowadzą przykościelną świetlicę "Santiago". Zapraszają do niej ciekawych mieszkańców parafii, by ich opowieściami ubarwić życie dzieci, które wakacje spędzają w domu.
Byłem w waszym wieku
Wczoraj gościł u nich Zygmunt Wegenke z Cieleszyna, człowiek niezwykle radosny, mimo ciężkich przeżyć z II wojny światowej, którą spędził w Koronowie. - Miałem tyle lat, co wy, a pamiętam wszystko tak dobrze, jakby zdarzyło się zaledwie tydzień temu - wspomina pan Wegenke. Był maj 1940 r., gdy 10-letni Zygmuś szedł po zakupy. Nie czuł się tak bezpieczny, jak dzieci, do których kierował swą opowieść. - Stanąłem przy postumencie. Wcześniej była na nim figura Matki Boskiej, ale Niemcy zniszczyli ją w 1939 r. - opowiada. - Wtem syn hitlerowskiego komendanta policji podszedł i uderzył mnie w twarz. Powiedział: "Ty jesteś polska świnia, a twój ojciec jest w obozie". Rozpłakałem się i uciekłem do domu.
Tata pana Wegenke zginął w austriackim obozie koncentracyjnym Mathausen. - Zabrali go, bo był powstańcem wielkopolskim, chodził w mundurze - wyjaśnia dzieciom pan Wegenke. - Harował w kamieniołomie, gdzie wraz z innymi Polakami nucił patriotyczne pieśni. Zmarł z przemęczenia, skopany przez hitlerowców. Matce powiedzieli, że miał zawał serca.
Pracowałem na dworcu
Pan Wegenke wspomniał też księdza z koronowskiej parafii. - Pochodził z Bawarii. Polski proboszcz zginął w Dachau - uściśla. - Religii uczyła nas katechetka, a ksiądz wpadał czasem wystawić oceny. Raz kazał mi zostać dłużej, przestraszyłem się. Ale ksiądz chciał mi dać pieniądze. Podziękowałem, bo pracowałem jako tragarz. Nieźle zarabiałem, wtedy w Koronowie były dwa dworce.
Niemcy byli wściekli
Niewykluczone, że inny Niemiec ocalił mu życie. - Znał mojego dziadka, bo nosił mu mleko - dodaje. - W lipcu 1941 r. wezwał dziadka do siebie i powiedział, że nocą nasza rodzina ma być wywieziona do obozu. Dziadek kazał nam schować się na polu w stogach. Spałem w jednym z ciocią, a moja siostra i mama w drugim. Ok. północy usłyszeliśmy ujadanie psów i niemieckie okrzyki. Hitlerowcy byli wściekli, że zastali tylko dziadka i ciotkę. Około południa poszliśmy do domu. Pamiętam jak bardzo płakaliśmy, że nikogo w nim nie zastaliśmy.
Powinniście wiedzieć
Dzieci ze świetlicy "Santiago" słuchały pana Wegenke z przerażeniem. - Gdyby tak nas to spotkało, gdyby nas tak wywieźli w nocy i zabili. To byłoby straszne. Nie mogę tego sobie wyobrazić - przyznaje 12-letnia Karolinka Wojciechowska. Pan Wegenke uważa, że takie dzieci jak ona, powinny słuchać wspomnień z wojny. - Ostatnio przeczytałem w "Pomorskiej", jak pewien 15-latek powiedział, że podczas okupacji mieliśmy dobrze, bo za darmo podróżowaliśmy po świecie. Byłem w szoku. Mój tata był takim turystą...
- Mam nadzieję, że spotkanie z panem Wegenke zachęci dzieci do zgłębiania historii ich przodków. Porozmawiajcie ze swoimi pradziadkami i dziadkami! - zachęca Mirosława Ziaja ze Stowarzyszenia Rodzina Kolpinga.
Niebawem w świetlicy "Santiago" pojawią się inni, zacni parafianie. Ich opowieści i refleksje młodych słuchaczy będą upamiętnione w kościelnej gazetce. - Lepsza nauka, nawet w wakacje, niż nuda - zauważa pani Ziaja.