Jak podaje TVN Warszawa, po styczniowej podwyżce cen biletów w Warszawie w ciągu pierwszych pięciu miesięcy miasto zarobiło o 16 mln złotych mniej niż w analogicznym okresie 2012 roku.
O ceny zapytał warszawski ratusz w interpelacji radny Jarosław Krajewski z PiS. Okazało się, że miasto od stycznia do maja 2013 roku sprzedało 32,5 mln biletów. Rok wcześniej w tym samym czasie 36,6 mln biletów. Mimo podwyżki zarobiło więc mniej. Największy spadek odnotowano w przypadku jednorazowych biletów (z 9 mln do 7,5 mln sztuk).
Warszawski magistrat tłumaczy się: - Przed podwyżką pasażerowie skorzystali z możliwości zakupu dwóch biletów 30-dniowych lub 90-dniowych - na zapas. "Zakupy te nastąpiły głównie z grudniu 2012 roku, co spowodowało, że znaczna część pasażerów do czerwca tego roku nie musiał kupować biletów okresowych" - informują władze stolicy.
- Tę informację dedykuję kolegom partyjnym pani Gronkiewicz-Waltz z regionu, a szczególnie prezydentowi Bruskiemu - mówi Piotr Król, radny PiS z Bydgoszczy. - Miasto musi zarabiać, a nie grabić mieszkańców.
Przeczytaj również: - Po co zarząd dróg wprowadzał bilety dobowe, skoro nigdzie nie można ich kupić - pyta bydgoszczanin
Przypomnijmy, że w ciągu ostatniego roku cenę biletów podwyższono w większości dużych miast w kraju, także w naszym regionie - m.in. w Toruniu i Bydgoszczy.
Piotr Król przypomina o teorii Laffera, przekładając ją z podatków na opłaty lokalne. Zgodnie z teorią Laffera, kolejne wzrosty stawek powodują coraz mniejsze przyrosty przychodów - aż do momentu, w którym dalszy wzrost stawki będzie skutkował obniżeniem całkowitej wartości przychodów.
Jednorazowy bilet normalny w Bydgoszczy kosztuje obecnie 3,20 zł - to więcej, niż np. we Wrocławiu, Katowicach i Gdańsku, ale mniej, niż w Poznaniu, Łodzi czy Warszawie. Bydgoszcz proponuje też względnie tanią, w porównaniu do innych miast w kraju, sieciówkę. Niższe ceny oferuje jedynie Łódź, Lublin i Gdańsk.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców