Matka z sześciorgiem dzieci zamieszkiwała w namiocie tuż działkach na ulicy Angowickiej. Bez wody, światła, prądu. Dzieci - w wieku od roku do 11 lat, trzech chłopców i trzy dziewczynki - były tu z mamą przez ostatnie dwa tygodnie. Do wczoraj.
Pomóc, ale komu?
- Mieszkaliśmy w prywatnym, wynajmowanym mieszkaniu, ale nas stamtąd wyrzucili. Nie miałam pieniędzy, by opłacić mieszkanie w bloku - powiedziała nam w środę Sylwia Kucharska.
Zaproponowaliśmy jakąkolwiek pomoc materialną, zbiórkę przez Czytelników. - Z miłą chęcią. Wszystko się przyda. Jakieś rzeczy do ubrania dla dzieci, zabawki, meble.
Do rodziny trafili też strażnicy miejscy i obiecali, że pomogą.
Chcieli, ale ...
- Zajęliśmy się natychmiast. Wczoraj rano strażnicy pojechali jeszcze zawieźć im jedzenie i okazało się, że wyemigrowali. Nie ma ich - mówi komendant straży miejskiej Tadeusz Rudnik. - Wiemy, że nas unikają, bo nie chcą być w żaden sposób rozdzieleni, ale nie możemy dopuścić, by małe dzieci spały niemal pod gołym niebem.
Okazało się, że rodzina wędruje z miejsca na miejsce. Miasto dało im mieszkanie przy ul. Świętopełka. Być może nie najlepsze, ale dach nad głową był pewny. Zrezygnowali z niego na rzecz wynajmowanego przy Sportowej, ale gdy tam nie płacili, właściciel zmienił zamki. Sylwia Kucharska poszła znów do urzędu, kazano jej złożyć ponownie wniosek o mieszkanie. Na jakiś czas przeprowadzili się do województwa zachodnio-pomorskiego. Dzieci od kilku tygodni nie chodzą do szkoły. - Bo nie mają nawet gdzie lekcji odrabiać - tłumaczyła matka.
- Najprawdopodobniej przebywają u rodziny w Ostrowitem. Sprawdzimy to i niestety będziemy się starać, by dzieci umieścić w jakimś ośrodku - dodaje Rudnik.
Wędrująca rodzina
Tekst i fot. Aleksander Knitter

Sylwia Kucharska razem z sześciorgiem dzieci spędziła w namiocie dwa tygodnie. Tak żyli do środy wieczorem. Już ich tu nie ma.
Przez dwa tygodnie Sylwia Kucharska z sześciorgiem małych dzieci mieszkała niemal pod gołym niebem. Wczoraj zniknęli.