Bez prądu byli do wczoraj czterej gospodarze ze StarejRzeki, którą w sobotę nawiedziła trąba powietrzna. - Klną na nas, bo nie zdają sobie sprawy, jak trudno dotrzeć do linii, doprowadzających energię do ich domów - tłumaczy Michał Kosmalski, dyrektor Enei w Świeciu. - Gdyby trąba przeszła przez pola, uporalibyśmy się ze szkodami w jeden dzień. Ale zbocze nad doliną rzeki, przykryte tysiącami powalonych drzew, to koszmar.
Przeczytaj także:Trwa sprzątanie po trąbie powietrznej w Borach Tucholskich [wideo]
Dotąd udrożnione zostały tylko główne drogi w Borach Tucholskich. - Tymczasem do większości naszych słupów, ulokowanych na skarpie nad Wdą, można dotrzeć tylko leśnymi ścieżkami. W tej chwili pozostaje jedynie się domyślać, gdzie one są - wyjaśnia Kosmalski.
Porządkami w środku lasu nie zajmują się strażacy. Leśnicy też mają obecnie ważniejsze zadania. Dlatego Enea wynajmuje zewnętrzne firmy, które ściągają wiatrołomy oddzielające ich od słupów. - Gdy już wytyczą przejazd dla naszych wozów, zabierają się za oczyszczanie stromego zbocza. Gdzieś pośrodku są nasze linie. A raczej były - zauważa Kosmalski.
Nie może on jeszcze odpowiedzieć, ile słupów trzeba będzie wymienić. - Trzydzieści, pięćdziesiąt? To zadanie na później. Teraz skupiamy się na tym, żeby przywrócić zasilanie. Stosujemy zastępcze, ale bezpieczne dla ludzi i zwierząt przyłącza. Chodzi o to, żeby prace wokół uszkodzonych słupów wykonywać już bez wyłączeń prądu. Postaramy się naprawić linie w technologii pod napięciem - deklaruje.
Ile czasu to pochłonie? - Miesiąc, a może dłużej. Niewiadomych jest znacznie więcej - nie ukrywa Kosmalski.
Jedna z nich to rozmiar strat w złotówkach. - Można szacować około 400 tysięcy złotych na słupy i linie, ale jakie trudności czekają nas po drodze do nich? - pyta Kosmalski. - Nie wiemy, jak długo będziemy podnajmować drwali i ciężki sprzęt albo, za ile nadgodzin przyjdzie nam zapłacić pracownikom Enei, którzy uwijają się w Borach od soboty.
Jest jeszcze jedno pytanie: czy są słupy zdolne się oprzeć sile takiego żywiołu? - Myśleliśmy o wzmocnieniach, czyli betonowych studniach, ale jak ktoś pojedzie do Starej Rzeki i zobaczy skalę zniszczeń, to zrozumie, że z taką potęgą nie jest łatwo wygrać - przekonuje Kosmalski. - Ośmiometrowe dęby trąba połamała jak zapałki i przerzuciła kilkadziesiąt metrów dalej. Las, który wokół wsi rósł gdzie okiem sięgnąć, znikł. To co dopiero nasze słupy...
Czytaj e-wydanie »